— To może nazywa się Rodriganda?
— Tak, tak, tak się nazywa! — krzyknął Robert. — Czy tatko zna tę miejscowość.
— Nie, ale słyszałem o niej. Hm, to dziwne.
— Cóż takiego?
— I tego doktora Zorskiego uwięziono niewinnie?
— Tak, pani Zorska mi to opowiadała.
— Gdzie?
— W — w — w mieście, którego imię przypomina porcelanę.
— Masz może na myśli Barcelonę?
— Tak, tak.
— To doprawdy bardzo dziwne!
— Co takiego?
— Nie wiesz, za co go uwięziono?
— Nie powiedziała mi tego.
— Czy może przez człowieka, który zniknął, w Rodrigandzie?
— Nie. Ale, mój Boże, cóż ty wiesz o tym. W Rodrigandzie zniknął rzeczywiście jeden człowiek. Pani Zorska to opowiadała.
— A! Któż to był?
— Porucznik od huzarów.
— Hm. I nie wiedzą, gdzie on teraz jest?
— Nie. Ale czekaj no, przypominam sobie: doktór Zorski sądzi, że go porwano na jakiś okręt.
— Do stu piorunów! Zgadza się! Jak nazywał się ten okręt?
— Pani Zorska tego nie powiedziała.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 14.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
— 389 —