odpowiadać skali godności, ukazali się naprzód podporucznicy, poczem inni, w kolejności rangi. W przedpokoju witał ich adiutant Wielkiego Księcia, który wskazywał każdemu właściwe miejsce. Nas koniec przybyli jenerałowie brygady i dywizji wraz z małżonkami.
W dużym salonie ujrzano orkestrę, która miała przygrywać do tańca. Służący roznosili chłodzące napoje.
Wreszcie otworzyły się drzwi, oznajmiono Wielkiego Księcia. Wszedł, prowadząc pod rękę Rosetę de Rodriganda, obecnie panią Zorską. Za nimi szli don Manuel, Amy Lindsey i matka Zorskiego, za tymi, Robert i Różyczka.
Ujrzawszy Roberta, huzarzy wybałuszyli oczy. Nosił na torsie austriacki order Żelaznej Korony, wojskowy order Marii Teresy, order Lwa i order Żelaznego Hełmu obok krzyża zasług wjennych.
Oczy kobiet spoczęły na młodym, zgrabnym podporuczniku. Znały go tylko nieliczne. Panowie zato wlepili oczy w młodziutką kobietę, która opierała się na ramieniu Helmera z wdziękiem i takim zaufaniem, jakgdyby była jego siostrą.
Obecni, oczywiście, zerwali się z miejsc. Wielki Książę podszedł do jenerała dywizji, zalecając, aby go przedstawiono kobietom; wymienił przytem członków swojej świty.
Łatwo zrozumieć wrażenie, jakie wywarła obecność Roberta na podporucznikach. Adiutant Branden wytrzeszczył oczy i szepnął do Golzena:
— Ty, czy dobrze widzę... Czy to nie Helmer?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 1944 —