Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/68

Ta strona została przepisana.
EPILOG

Oj, dawno to było, jak małej dziecinie,
Bez chłeba, samemu, jak czajce po fali,
Wypadło mi błądzić po tej Ukrainie,
Gdzie Gonta i Maksym z nożami hulali;

Oj, dawno to było, jak temi szlakami,

Co szli Hajdamacy, drobnemi stopami
Błądziłem, płakałem i ludzi szukałem,
By dobra uczyli. A teraz wspomniałem,
Wspomniałem, i przykro, że licho zginęło.

Ej, lichoż ty młode! dlaczegoś minęło,
10 

Zamieniłbym dolę dzisiejszą na ciebie,
Gdy wspomnę te stepy, te chmury po niebie,
I ojca, i dziada przypomnę ja sobie...
Dziadunio żyw jeszcze, a ojciec już w grobie.

Bywało, w niedzielę, „Mineje” zamknąwszy,
15 

Po czarce z sąsiadem serdecznym łyknąwszy,
Ojciec prosi dziada, by o Hetmańszczyźnie
Opowiadał stary lub o Koliszczyźnie.
I oczy stuletnie jak gwiazdki pałały,

A słowa po słowach potokiem się lały:
20 

Jak Gonta z Maksymem mierzyli się z Lachy,
Jak wrogi konały, jak miasta gorzały...
Sąsiedzi drętwieli z żałości i strachu
I mnie też małemu łzy w oczach stawały

Nad śmiercią tytara. A nikt i nie baczy,
25 

Że mała dziecina w kąteczku gdzieś płacze.
Bóg zapłać, dziaduniu, żeś wiernie przechował
W stuletniej swej głowie te dzieła kozacze,
Com teraz wnuczętom powtórzyć spróbował.