Strona:Taras Szewczenko - Wiersze wybrane.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Posnęli… Twardy sen to snać,
Gdy przepomnieli święty dzień:
Niedziela — znikąd dzwon nie huczy!
Bez dymu sterczą chat kominy;
A za wsią rosną co godziny
Mogiłki, jakby rył je kret…
I miejsca już nie będzie wnet!…

Gdzieś z głębi sadów, z jakiejś kuczy,
Zaszyci w skóry, smołą zlani,
Grabarze wyszli, jak pijani.
Z chat łańcuchami trupy wloką,
By je pogrzebać tam za tłoką,
Bez trumny… Mija rzesza skora
Dni, niedziel. Zmilkło nieme sioło,
Śmiertelnie zcichło wszystko wkoło,
Porosło pokrzyw chwastem już.

Jedyny grabarz, żyw z wieczora,
Pod chatą też się zwalił w kurz,
Nogami bijąc, tocząc pianą…
A nikt nie wyszedł z chaty rano,
By go pochować… Tam, pod chatą,
Nieszczęsny zgnił przez skwarne lato.

Jak oaza na ugorach
Sioło się zieleni.
Nikt nie wchodzi tam w tych porach,
Tylko wiatr co mieszka w polu,