Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/106

Ta strona została przepisana.
Na tropach wroga
wewnętrznego:
początki

Kiedy Izak Fleischfarb we wrześniu 1944 r. pojawił się na Pradze w ciężarówce, w której woził pewnie plecak i jakiś kuferek, był politrukiem we frontowej jednostce niższego szczebla, prawie 30-letnim chorążym, a więc jak na ten stopień — w dodatku w czasie wojny — właściwie już lekko podstarzałym. Cztery lata później, gdy zjeżdżał do Warszawy jako mjr Józef Światło, miał ze sobą nie tylko bagaże pełne dóbr materialnych nabytych i pozyskanych w trakcie paru lat nieźle płatnej pracy, dającej okazje do przywłaszczeń (co nie znaczy, że z okazji tych korzystał tak powszechnie, jak robili to niektórzy jego koledzy). Przyjeżdżał z opinią dobrego „operatywnika”, który terminował pod okiem sowieckich speców, u których uczył się zarówno techniki aresztowań, jak i politycznych rozmów z takimi osobistościami jak Wincenty Witos, a także zasad werbunku agentów i sposobów „wydobywania informacji” z więźniów. W ciągu trzech lat pracy w wojewódzkich strukturach bezpieki dominował nad swoimi zwierzchnikami — zarówno w Olsztynie, jak i w Krakowie. Dokonał osobiście dziesiątek aresztowań, setki z nich wynikały z rozpracowań, które prowadził lub nadzorował, tysiące, które nastąpiły w wyniku wydanych przez niego poleceń (np. małopolskich peeselowców przed wyborami). Miał za sobą wiele godzin przesłuchań, mniej lub bardziej brutalnych, choć poza pierwszym etapem pracy w MO i u Sowietów nie prowadził właściwie śledztw osób aresztowanych. Na pewno umiał operować głosem i zależnie od aktualnej potrzeby częstować papierosem czy herbatą, walić pięścią w stół lub w twarz. Znał więzienia i areszty, w których trzymano i torturowano akowców, żołnierzy podziemia czy działaczy PSL. Miał za sobą sfałszowanie referendum w Olsztynie i „przygotowanie” wyborów w Krakowie. Co ważne, nosił w sobie — już od czasów przedwojennych, ale umocnioną w wyniku doświadczeń z lat 1945-1947 — szczerą nienawiść do „reakcji”.