Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/107

Ta strona została przepisana.

Obok podłoża ideologicznego (walka klas), być może pewną rolę odgrywał w tym antysemityzm części podziemia niepodległościowego. 4 października 1948 r., a więc niejako na odchodne z Krakowa, został udekorowany czechosłowackim Medalem za Odwagę (Za Hrabrost). Nie udało mi się ustalić, za co spotkało go to wyróżnienie. Czyżby miał jakiś wkład w lutowy „pucz praski”, w wyniku którego niepodzielną władzę przejęli komuniści? A może chodziło o „przygraniczną współpracę” z czechosłowackimi służbami specjalnymi w zwalczaniu ukraińskiego podziemia i wyłapywaniu uciekinierów z Polski, których setki przekraczały granice Słowacji? W każdym razie było to ostatnie odznaczenie, jakie Światło w ogóle otrzymał. Pod tym względem nie był rozpieszczany.
Właściwie trudno się dziwić, że Romkowski, wybierając ludzi do tworzonej właśnie „grupy specjalnej”, zwrócił uwagę na doświadczonego i sprawnego pracownika. Światło zresztą już w Krakowie zrobił pierwszy krok na tym obszarze działania, którym miał się zająć w Warszawie: było nim wspomniane już aresztowanie „prowokatora”, który zalągł się w szeregach KZM. Naturalnym było bowiem, iż nowe zadania, które stawały przed bezpieką, powinny być wykonywane — a przynajmniej kierowane i kontrolowane — przez osoby ideologicznie doświadczone, których lojalność wobec partii była poddana próbie (więzienie) i które znały od wewnątrz ruch komunistyczny, z jego typową dla tajnych organizacji podejrzliwością, obejmującą także, a może nawet szczególnie, bliskich towarzyszy. W końcu podstawowym kanonem działania bezpieki była wszechogarniająca nieufność. Mjr Światło spełniał te wymogi, może nie w sposób doskonały, ale wystarczający.
Pojęcie „wróg wewnętrzny” weszło na dobre do słownika komunistycznego wraz z jego stalinizacją, czyli na przełomie lat 20. i 30. XX w. Wróg — wiadomo, a „wewnętrzny” to taki, który istnieje w samym środku partii komunistycznej i w ogniwach, zwłaszcza kierowniczych, aparatu władzy państwa komunistycznego. Stosowanie tego pojęcia, miało o tyle racjonalne korzenie, że niemal przez cały czas istnienia w carskiej Rosji ruchu rewolucyjnego był on infiltrowany przez Ochranę, czyli aparat bezpieczeństwa imperium. Agentom Ochrany udawało się zajmować nawet bardzo wysokie stanowiska w strukturach nielegalnych partii, jak Jezno Azefowi u eserów, czy Romanowi Malinowskiemu wśród bolszewików. „Czujność rewolucyjna” była więc hasłem oczywistym, w partiach tworzono komórki będące czymś w rodzaju kontrwywiadu, zabijano policjantów i „prowoków”, jak nazywano nie tylko faktycznych prowokatorów, ale też zwykłych donosicieli. Z drugiej strony partie tworzące ten ruch podlegały licznym rozłamom, frondom i starciom frakcyjnym, które często potęgowane były przez animozje i ambicje osobiste. Bywało, że skonfliktowane strony obrzucały się wyzwiskami i negatywnie nacechowanymi określeniami. Niemniej aż do połowy lat 20. między pojęciami określającymi szpicla czy kapusia, a tymi, którymi oznaczano osobę lub grupę towarzyszy mających odmienne stanowisko, nie było bezpośredniego związku: agent, czyli wróg nasłany z zewnątrz, był inaczej