Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/114

Ta strona została przepisana.

żadnych materiałów obciążających osoby, które mieli przesłuchiwać. Dostali do lektury jedynie niedawno opublikowane wspomnienia Sowińskiej Lata walki o peperowskiej konspiracji, oraz wspominany już elaborat Biura Studiów. Ponieważ zakładano, że aresztowanych będzie więcej niż może pomieścić „Spacer”, do dyspozycji „grupy specjalnej” przeznaczono także część cel w pawilonie X więzienia przy ul. Rakowieckiej (więzienie mokotowskie). Działać tam miała druga grupa śledczych, pozostająca również pod nadzorem Różańskiego.
Funkcjonariuszom zebranym w Miedzeszynie nie dano zbyt wiele czasu na przygotowanie się. Dzień po ich zjawieniu się w „Spacerze”, 13 października, aresztowany został Lechowicz, którego, po dowiezieniu do siedziby MBP przy ul. Koszykowej — od jego mieszkania w Alei Róż było to o „rzut beretem ” — powitał Światło, a 14 lub 15 października odstawiono go do Miedzeszyna. Szybko posypali się kolejni aresztanci. W ciągu paru dni w „Spacerze” znalazł się prawie komplet więźniów, zapełniały się też cele wydzielonego pawilonu w więzieniu mokotowskim. W sumie do końca października aresztowano około 30 osób. Przesłuchania zaczynano od razu, niemal z marszu. Wedle oświadczenia, złożonego w 1954 r. przez Edmunda Kwaska, który w „Spacerze” służył od początku, pierwszym bitym więźniem był Alfred Jaroszewicz, ale „po kilku lub kilkunastu dniach zaczęto bić i pozostałych”. Polecenie bicia dawał Różański za aprobatą Romkowskiego, a później już szło samo z siebie. W jednym z pierwszych przesłuchań Jaroszewicza miał brać udział Światło, który uczestniczył w zbiorowym znęcaniu się nad aresztowanym. Kwasek zaznaczył, iż służba (ochrona wewnętrzna) aresztu zaczęła naśladować starszych stopniem i biła więźniów w czasie przyprowadzania na przesłuchanie lub w drodze powrotnej do celi. Ochrona wewnętrzna szykanowała więźniów w celach — wlewano wodę, budzono ich w nocy, kontrolowano, czy zgodnie z poleceniem aresztowani w ciągu dnia nie siadają. Więźniowie mieli przydzielone numery i wywoływani byli z cel tylko po tych numerach, choć funkcjonariusze ochrony zapewne znali nazwiska przynajmniej części aresztowanych. Poza Gomułką żaden z więźniów „Spaceru” nie korzystał z tego ważnego „przywileju”, jakim było wyjście, choćby na pół godziny, na spacerniak. Może dlatego obiekt nazwano tak przewrotnie. Gdy maltretowani zaczynali niedomagać, ściągano szefa służby zdrowia MBP dr Leona Gangla, który ordynował forsowne kuracje wzmacniające, aby bez obawy o zgon można było kontynuować przesłuchania. Mimo to w samym tylko „Spacerze” zmarło co najmniej trzech więźniów: Aleksander Giercyk, który popełnił samobójstwo, a przywołany lekarz nie zdołał go odratować (zabieg usunięcia z ciała odłamków drutu, które wkręcił sobie desperat, odbywał się bez znieczulenia, na zwykłym stole, ale za to w asyście Romkowskiego, Różańskiego i Światły); Wacław Dobrzyński, oficer sztabu głównego GL/AL, po wojnie wyższy funkcjonariusz w MBP, który został zakatowany przez śledczego Jerzego Kędziorę; Kazimierz Cessanis, o którym brak bliższych