Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/160

Ta strona została przepisana.

rodzaje podsłuchów przydatne były do zbierania informacji o poglądach, czy ustalania kontaktów osób rozpracowywanych, a PP ponadto w przygotowaniach do aresztowania, dzięki nim łatwiej rozpoznawano tryb życia czy rozkład dnia — jak mówił Światło — „klienta”. Oczywiście całkowicie „zradiofonizowane” były więzienia, zarówno „Spacer”, jak i pawilon na Mokotowie. Jeśli ilość zainstalowanych podsłuchów była stosunkowo niewielka, był to rezultat raczej słabych możliwości technicznych bezpieki niż ograniczania się funkcjonariuszy X Departamentu, którzy skądinąd uważali, że im się wszystko należy.
X Departament składał też do pionu techniki operacyjnej II Departamentu zamówienia na kontrolę korespondencji, co w nazewnictwie Bezpieki określano jako „dokumenty «B»”. W sumie departament zamówił perlustrację 252 osób (lub adresów), z tego aż 152 na wniosek Światły. II Departament wykonywał też dokumenty legalizacyjne (czyli fałszywe), w zasadzie na potrzeby operacyjne funkcjonariuszy. X Departament zamówił 168 dokumentów, z tego — jak pisano — „większość” podpisywał Światło. On sam miał dokumenty legalizacyjne, np. legitymację służbową pracownika kolei (na nazwisko Mieczysław Mirski) oraz książeczkę wojskową (na nazwisko Andrzej Flisak). Jak z tych danych wynika Światło dosyć często korzystał z pomocy ludzi z pionu techniki, co zgadza się z jego wizerunkiem aktywnego „operatywnika”.
Rozmiary sieci agenturalnej departamentu nie były imponujące, zwłaszcza jeśli porówna się ją z ogólną liczbą tajnych współpracowników: wedle danych przytaczanych przez Tadeusza Ruzikowskiego w latach 1950-1953 liczba TW w całym resorcie wynosiła od 66 tys. do 85 tys., a w 1952 r. sam IV Departament („ochrona gospodarki”) miał około 11 tys. informatorów i około 1,1 tys. lokali kontaktowych. W „terenie” sieć agenturalna macierzystego departamentu Światły była, jak już pisałem, nieliczna, większość spraw prowadzono jako „ewidencyjne”. Jak jednak wynika z zestawienia sporządzonego po likwidacji X Departamentu, także i „centrala” nie miała zbyt wielu tajnych informatorów. Wedle tego dokumentu zarejestrowanych było 219 agentów różnych kategorii zwerbowanych od czasu utworzenia Biura Specjalnego, a więc jednorazowo stan był z pewnością niższy, choć zdarzali się informatorzy czynni przez kilka lat. Fakt, iż sieć agenturalna nie była zbyt rozległa, poświadcza liczba tajnych współpracowników I Wydziału: w październiku 1952 r. było to dwóch agentów, 22 informatorów i 7 „kontaktów poufnych” (KP), a więc na jednego funkcjonariusza przypadało zaledwie 1,5 współpracownika. Trzech informatorów zwerbował Światło, ale przekazał ich kolegom. Przed wyjazdem służbowym do Berlina Światło miał „na kontakcie” 5 agentów, a ponadto — jak pisano w sprawozdaniu — „bywał na spotkaniach” z pięcioma kolejnymi, których obsługiwali także inni funkcjonariusze. Z całą pewnością, od października 1948 r. Światło korzystał z usług donosicieli spoza Warszawy, np. kiedy zorganizował obserwację „M” we Wrocławiu, czy nadzorując rozpracowanie „Pustelnika” w Krakowie, ale nie sądzę, aby było ich zbyt wielu. Sądząc