Przygotowania do „odpalenia bomby” i to, co działo się wokół Światły przez pierwsze dni od 28 września, przebiegało jednak wbrew intencjom i nadziejom Nowaka-Jeziorańskiego. Okazało się bowiem, że główną rolę w relacjonowaniu wydarzenia otrzymała polska sekcja Głosu Ameryki, którego dziennikarze byli znacznie gorzej przygotowani do obsługi „rynku krajowego” niż ich koledzy z RWE, a sama rozgłośnia, jako oficjalny organ propagandowy Stanów Zjednoczonych, była — jak to często bywa z „organami oficjalnymi” — krępowana wymogami dyplomacji i taktyką polityczną Departamentu Stanu. Nikt w niej nie miał też bardziej długofalowego „pomysłu na Światłę”. Ponadto w ramach samego RWE, niejako z natury rzeczy do podjęcia tematu zaangażowana została bliska geograficznie redakcja nowojorska. Redakcja ta jednak w znacznie mniejszym zakresie niż monachijska zajmowała się sprawami wewnątrz krajowymi, a głównym obszarem jej zainteresowań były same Stany Zjednoczone i polityka międzynarodowa. W związku z tym brakowało tam dziennikarzy dobrze zorientowanych w bieżących wydarzeniach w Polsce, nie mieli oni odpowiedniego zaplecza informacyjnego (osobowe bazy danych, zbiory wycinków z prasy krajowej etc.) oraz bardzo słaby kontakt z krajem, który Monachium miało przez listy do redakcji od uciekinierów czy marynarzy. Były też powody natury politycznej i personalnej: kierownik redakcji nowojorskiej, znany przedwojenny dziennikarz Stanisław Strzetelski, rywalizujący z Nowakiem-Jeziorańskim od którego był zresztą niezależny — należał do tych polityków emigracyjnych, dla których sprawy krajowe miały często mniejsze znaczenie niż to, co działo się na emigracji. Być może z tego powodu Strzetelski nie tylko był gorzej przygotowany do wykorzystania wiedzy Światły, ale w ogóle nie przykładał do niej specjalnej wagi. A może po prostu zawiódł go instynkt dziennikarski, nad którym przewagę wzięły odruchy publicysty politycznego, który nie musi grzebać się w szczegółach? W rezultacie, jak oceniali dziennikarze z Monachium, materiał przygotowany w Nowym Jorku był informacyjnie nawet „znacznie gorszy” niż to, co zrobili redaktorzy z Głosu Ameryki, a jednego z dostarczonych materiałów Nowak-Jeziorański w ogóle nie chciał emitować, gdyż był „naiwny i nieprzekonywujący”. Ani Strzetelski, ani dziennikarze z jego ekipy nie potrafili nawiązać kontaktu ze Światłą, którego traktowali jako ponurego zbrodniarza, a nie jako źródło żywych i sensacyjnych informacji.
Sprawę rozstrzygnęły upór i siła przekonywania Nowaka-Jeziorańskiego, talent i pracowitość Błażyńskiego, ale kluczowe było poparcie ze strony Paula Henzego. Henze był osobą energiczną i wpływową, zrobił znaczącą karierę polityczną jako kilkukrotny ambasador. Jakkolwiek nie zajmował się bezpośrednio Polską dobrze wyczuwał sytuację, a ponadto był chyba przychylnie nastawiony do Polski i Polaków (w latach 1977-1980 współpracował ze Zbigniewem Brzezińskim, gdy ten kierował Radą Bezpieczeństwa Narodowego, a w 1983 r. opublikował jedną z najlepszych książek o zamachu na Jana Pawła II). 7 października rano spotkał się w Waszyngtonie ze Strzetelskim, który — jak opisał to Henze w raporcie dla
Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/220
Ta strona została przepisana.