Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/227

Ta strona została przepisana.

reputacji, jak funkcjonariusz bezpieki. Jednak nikt z nich nie miał możliwości, aby podjąć jakąkolwiek debatę. Po rozpoczęciu akcji balonowej prasa i radio w Polsce wzmogły kontrkampanię propagandową, ale biła ona wciąż w ten sam bęben — zdrajca, prowokator, agent, sprzedawczyk.
Natomiast na emigracji, w warunkach swobody wypowiedzi i otwartych starć politycznych, pojawiły się liczne zastrzeżenia. Wątpliwości zgłaszali już w początku października 1954 r. niektórzy polscy pracownicy monachijskiej rozgłośni RWE. Nowak-Jeziorański pisze, że jego plany „spotkały się z miejsca z protestami”. Dla nikogo bowiem „nie ulegało wątpliwości, że Światło był jednym z najgorszych oprawców bezpieki”, a więc „padło pytanie: czy jest możliwe, aby głos tego człowieka rozlegał się obok naszych głosów?”. W pewnym momencie Nowak-Jeziorański nie miał nawet poparcia większości zespołu, postawił ostatecznie na swoim. Sprzeciwiali się jednak nie tylko członkowie redakcji. Nawet tak subtelny i umiarkowany w sądach intelektualista jak Jerzy Stempowski pisał do Jerzego Giedroycia, że Światło — mimo wszystkiego, co wie i co może przekazać — jest figurą malodorante, czyli „śmierdzącą”. Bodaj większość emigracyjnych i polonijnych dzienników i czasopism wyrażała nie tylko zastrzeżenia, ale wręcz zgłaszała protesty. „Dziennik Polski” z Detroit pisał tuż po pojawieniu się Światły: „Polacy mają odrębne konto rozrachunków z tego rodzaju typami. Konto to nie zamyka się w ucieczce tych typów do wolnego świata, ale pozostaje otwarte do chwili, gdy nadejdzie czas na rozliczenie tej sprawy przy pomocy wymiaru sprawiedliwości.”.
Protesty rodziły się nie tylko z czysto etycznego punktu widzenia, ale także z obawy, że specjalny stosunek, jaki do zbiega mają Amerykanie, może prowadzić do tego, że zostanie on uznany za emigranta politycznego i zechce odgrywać jakąś rolę w życiu politycznym Zachodu. Stosunkowo wyważony i wysoce autorytatywny, londyński „Dziennik Polski — Dziennik Żołnierza” zastrzegał, iż osoby takie jak Światło „bezwarunkowo” nie mogą być uważane za emigrantów. „Byłoby rzeczą nienormalną — pisano w artykule redakcyjnym gdyby wczorajszy ciemiężyciel mógł z dnia na dzień stać się członkiem zespołu, który tak długo zwalczał i prześladował”. Redakcja uważała jednak, że przyznawanie azylu takim osobom jest zasadne z wielu względów (m.in. dlatego, że mogą „pobudzać i zachęcać” do naśladowania innych, co samo w sobie osłabia system), a nawet dopuszczała dyskusję nad tym czy „należy [im] zamykać drogę do rehabilitacji”. Główne pismo niepokornych niepodległościowców posuwało się do tego, iż przypominało — w tym kontekście — zasady etyki chrześcijańskiej, „która najlepiej określa granice wyrozumiałości wobec błędów ludzkich” oraz odwoływało się do zdrowego rozsądku, który nakazuje sposób postępowania uzależnić od konkretnego przypadku.
Szczególnie ostre tony pojawiły się w związku z akcją balonową, przeciwko której formalnie protestował w Departamencie Stanu Józef Lipski, nieoficjalny przedstawiciel rządu RP w Stanach Zjednoczonych. Publicznie ogłosił swój