Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/251

Ta strona została przepisana.
Zakończenie

„Podobno Światło jeszcze żyje, mieszka w jakiejś prowincjonalnej dziurze amerykańskiej, ma nową twarz, nową oczywiście tożsamość i nową żonę (nieświadomą, rzecz prosta, jego prawdziwej tożsamości). Jest lubianym w miasteczku emerytem, śpiewa ładnie w chórze baptystów albo Świadków Jehowy, nie pije, nie pali i nie gra w karty, celuje w urządzaniu kiermaszów na cele dobroczynne. Codziennie o szóstej wieczorem przychodzi do pustego o tej porze baru na szklankę mleka i pogawędkę z barmanem. O siódmej, przed powrotem do domu, puszcza tę samą codziennie płytę w grajszafie. (...)Któregoś dnia, kwadrans przed siódmą, wchodzi do baru nieznajomy — postawny, w ciemnych okularach, z kłaczastą siwawą brodą, w brudnym kombinezonie garażysty. Zamawia piwo, siada na stołku koło baru, wyciąga papierosa i ruchem dłoni prosi barmana o ogień. Gdy wybuchają pierwsze dźwięki i ryki puszczonej płyty, rozgrywa się błyskawicznie scena żywcem wzięta z noweli Hemingwaya The Killers. Pochylony nad szafą Światło obsuwa się na nią z rozkrzyżowanymi rękami”. Zabójcą „mógłby być były kapitan i były Piotrowski, którego (...) wysłano w tajnej misji do Stanów, dając mu szansę odkupienia grzechu fuszerki w aferze z warszawskim ekstremistą w sutannie”.

Tak, pod wrażeniem świeżej lektury książki Błażyńskiego i wspomnień Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz procesu morderców ks. Popiełuszki, pisał Gustaw Herling-Grudziński, jeden z najlepszych pisarzy polskich XX w., świetny komentator spraw krajowych i „sprawy polskiej” na świecie, subtelny znawca literatury i sztuk pięknych, autor niezapomnianej relacji o sowieckich łagrach Inny świat. Tekst ten ukazał się w grudniu 1985 r. w stałym cyklu Dziennik