Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/39

Ta strona została przepisana.

te przyciągnęły innego tajniaka, ale dopiero, gdy na dźwięk gwizdka nadbiegł kolejny policjant, tym razem chyba mundurowy, udało się doprowadzić zatrzymanego na komisariat.
W czasie przesłuchania, które przeprowadzono dwa dni po zajściu, Fleischfarb — jak to zwykle czynią podejrzani — przedstawił zupełnie inną wersję wydarzeń. Miał on zachowywać się „zupełnie spokojnie” zarówno podczas wiecu, jak i po nim, nie wznosił żadnych okrzyków, nie nawoływał też „Towarzysze nie dajcie mnie aresztować”, gdyż — jak zeznał — „żadnych moich towarzyszów na tym wiecu nie było”. Podał nawet do protokołu, że po wyjściu zauważył idącego koło niego mężczyznę, zwrócił na niego uwagę, ponieważ „widziałem, że to nie jest Żyd” i powiedział do swojej towarzyszki: „ten osobnik wydaje mi się jakiś podejrzany”. Jak widać miał zupełną rację. Niemniej sędzia śledczy uznał za bardziej wiarygodną wersję osoby urzędowej, przesłuchiwanemu wręczono postanowienie o tymczasowym aresztowaniu, oddano go do dyspozycji Podprokuratury Sądu Okręgowego w Krakowie, po czym odstawiono do więzienia karno-śledczego zwanego Bastionem, gdyż mieściło się w jednej z pozostałości dawnego systemu obronnego miasta.
Prokurator uwinął się dosyć szybko, akt oskarżenia gotowy był już 4 kwietnia. Aresztowanemu zarzucano „użycie przemocy w celu zmuszenia urzędnika do zaniechania czynności prawnej urzędowej” oraz „zniewagę władz” przez wznoszenie okrzyku „precz z policją”. Prokurator zwrócił się o powołanie na świadków Piechockiego i owego mundurowego, który nadbiegł z pomocą. Sąd jednak był mniej rychliwy, a oskarżony — osobiście lub przez adwokata Wilhelma Goldblatta, który miał powiązania z ruchem komunistycznym — kilkakrotnie występował o uchylenie tymczasowego aresztowania i możliwość odpowiadania z wolnej stopy. Wnioskował też o dopuszczenie świadków obrony. Sąd jednak nie wzruszył się przedkładanymi argumentami (takimi jak choroba, konieczność pomagania rodzicom, groźba utraty pracy, niekaralność, dobra opinia władz lokalnych etc.) i 26 czerwca odbyła się rozprawa, na której jako świadkowie wystąpili tylko obaj policjanci, a oskarżony został doprowadzony z więzienia. Obrońca nie perorował zbyt długo i wniósł o „łagodny wymiar kary”, zaś oskarżony — jak zanotowano w protokole — „przyłącza się do wywodów swego obrońcy”. Sąd uznał za udowodnione popełnienie przestępstwa z art. 129 k.k. tj. „użycia przemocy w celu...”, ale uniewinnił Fleischfarba z zarzutu związanego z art. 127 k.k. („zniewaga władz”) i zasądził karę trzech miesięcy aresztu z zaliczeniem aresztu tymczasowego. Ponieważ pobyt w areszcie był dłuższy niż wyrok, tego samego dnia o godz. 13.30 więzień został zwolniony.
Było to wszystko niemal groteskowe — zarówno powód aresztowania, przebieg śledztwa, jak i sama rozprawa. Wyrok natomiast można uznać za łagodny, choć chyba taka była wówczas krakowska norma — wielu uczestników zajść z 23 marca sądzonych miesiąc później również dostało stosunkowo niskie wyroki. Skazany w tym procesie Grossbart jeszcze w 1936 r. wyjechał za granicę,