Strona:Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł1 C1.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ściereczki. Minął mnie rozfalowany oddział rekrutów ze słowami piosenki: „Siedzimy w tej tawernie, razem ty i ja, a stary Joże na gitorze gra“... Jeszcze coś o szklance pełnej wina. Pobiegłem do swojej baterji tak jak wszyscy żołnierze biegli zazwyczaj przez plac. Biegnąc, myślałem sobie, że przecież każdy rzetelny Polak musi być dobrym żołnierzem, jesteśmy przecież otoczeni niebezpiecznymi sąsiadami, i tak nas skubali przez tyle lat, zresztą wojsko hartuje ciało i ducha... tak, ducha także hartuje. Wymyślają, no, trudno, takie widać mają obliczenie, przecież z taką masą żołnierzy nie mogą się cackać. Już w baraku, w rozpędzie, zauważyłem, że drepcze koło mnie kapral Schramko i mówi:
— Stójcie do cholery, maraton jaki odprawiacie w tem wojsku! Pójdziemy do mojego pokoju, to mi buty wyczyścicie, pokażę wam które. Widzicie jednak, że nie jesteśmy takimi idjotami, aby wierzyć w wasze symulacje. Nasz lekarz pułkowy ma dobre, wyrobione oko. Chodźcie ze mną! Najlepiej będzie jak się uspokoicie i poddacie się porządkowi ogólnemu. Radzę wam!
Ma rację, cóż to u Niemców jestem, u licha! Weszliśmy do izdebki kaprala Schramki. Na klepisku dwa łóżka, stół i jeszcze jakieś rzeczy — pisać szkoda. Z łóżka po lewej stronie zerwał się starszy żołnierz, magazynier Sawicki. Nie spodziewałem się, że razem mieszkają. Przecież parę dni temu, kiedy Sawicki wydawał mi wojskowe rzeczy, mruknął mi poufnie i odniechcenia, że służyć u takiego drania jak kapral Schramko jest przykre i hańbiące. Wszyscy kaprale zawodowi są dranie, ale kapral Schramko to ohydnie głupi pyszałek, robi psychologa, ma przytem jakieś powody do zadzierania nosa, ale o tem to się sam z czasem przekonam. Więc zerwał się Sawicki półprzytomny od snu, powlókł do kubła z wodą, poczem ociekający jak koń u wodopoju uwalił się z powrotem na wyrku. Kapral Schramko miał minę człowieka, któremu wytrwałość, rozum i opanowanie nie pozwalają wybuchnąć, dopóki objekt eksperymentalny nie przestanie być interesujący. Pokazał palcem pod stół:
— Te — powiedział.

Stały tam buty z cholewami oblepione zeschłem błotem z ostatnich ćwiczeń. Stały potulnie, jak para piesków na dwóch łapkach. Oklapnięte ucha. Patrzałem na te buty, i przed oczami przesunął mi się szereg figur, jak w książce gimnastycznej Müllera[1]. To ja czyszczę te buty w różnych pozycjach. Spojrzałem ponad stół. Na ścianie wisiał arkusz papieru z postaciami żołnierzy z czasów Księstwa Warszawskiego, potem oleodruk obrazu

  1. Przypis własny Wikiźródeł Jørgen Peter Müller (7.10.1866—17.11.1938) — duński sportowiec i propagator gimnastyki, autor serii podręczników.