Strona:Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł6 C4.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kle wirującego śniegu. Padało tak gęsto, że z trudem oddychałem. Dognało mnie mocne, chamskie przekleństwo. Wiatr spychał mnie wbok, wokół tak huczało, jakgdybym wypadł z oddechem głosu Boga. Pokryty nalotem śnieżnym wbiegłem do swojej baterji, zatrzasnąwszy drzwiami rozpętaną wichurę. Położyłem swoją furażerkę na jakąś skrzynię, poczem zdjąłem mundur, aby strzepnąć śnieg. Śmierdziało obrzydliwie wszelkim zaduchem brudu ludzkiego. Fale rozmów cichły i podnosiły się, rekruci tłoczyli się między łóżkami, przełażąc przez siebie jak robactwo. U pułapu rzędem świeciło żółtym blaskiem kilka zakopconych lampek naftowych, i w tej walce ciemności z marnem światłem ludzie wyglądali złowrogo i potępieńczo. Wzdłuż ściany wolnej od łóżek zbliżali się w moją stronę ogniomistrz Maliniak i kapral Schramko. Krępy i kanciasty ogniomistrz Maliniak toczył się jak kaczka obok zgrabnego, lekko stąpającego Schramki. Na wielkiej głowie ogniomistrza sterczała czapka nabakier, jego nalana twarz kraśniała siecią czerwonych żyłek a jasne wąsiki pod zadartym nosem wyglądły jak przyklejone. Duże palce obu rąk wetknął za pas.