Od czasu do czasu w sercu „Barda“ i jego towarzysza „Młodzieńca“, którzy odbywają wędrówkę po ziemi krwawej a nagiej, budzi się słaba iskierka nadziei; tylko w rozdziale piątym („Starzec“) rozpacz straszna, śród potopu gwałtownych klątw i żalów, huczy orkanem bezwzględnej zagłady. Ostatnie słowo poematu zdradza zwrot ku mistycznym kresom, ku „wyższemu życiu, co górnie na świat spoziera, do nieba tęskni, na niebie się wspiera“... Uczucie głębokie o kolorycie mesjanicznym, styl barwny i fantazja wcale nie uboga, na gruncie realnym przędzę swą snująca, oto charakterystyczne cechy „Barda polskiego“.
Regiestr najwyższych tonów liryki staropolskiej możnaby jeszcze kilku wybitnemi zjawiskami uzupełnić; ale nie pozwala na to szczupłość miejsca. Najwcześniej (jak z powyższego przeglądu widzimy) zdobyło się na potężny wyraz w poezji uczucie rodzicielskie — wiek XIX dorzucił do tej skarbnicy jedną tylko, droższą od poprzednich perłę, „Ojca zadżumionych“. Znacznie później zamanifestował swą siłę zapał patryjotyczny w związku z religijnym. Erotyzm, pilnując głównie Teokrytowych i Tybullowych torów, błądzi w zaklętem kole wrażenia zmysłowego lub cichym świergotem skowronkowi przedrzeźnia. Wyzwolą go dopiero z tych szranków „promieniści“. Czysta ekstaza religijna (trudna do uprawy i zaniedbana niemal przez potomnych) nie stwarza nic lepszego nad dziękczynny hymn Jana z Czarnolasu, a współczucie dla „roboczego brata“ (jak nazywa włościanina ks. Adam Jerzy Czartoryski) w zarodkowych dopiero i drobnych pojawia się kryształkach. Bądź co bądź, lutniści na gruncie starej Rzeczypospolitej zrodzeni i wychowani, przekazali wyzutym z dziedzictwa materjalnego potomkom dość okazałą natchnień lirycznych spuściznę, a praca ich zostaje w ścisłym związku z pracą następców.