Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/150

Ta strona została skorygowana.
DROBISZ.

Bo nie rozumiesz się na tem; to wszystko, co mówiła z powodu tego pokoju, było tylko zamaskowaną sceną zazdrości; takie sceny są dla mnie chlebem powszednim.

BRZOSTOWIECKI.

To mnie dziwi... bójże się Boga! wszakże wy we dwoje macie przynajmniej jakie sto lat.

DROBISZ.

No, przeholowałeś, ale istotnie, nie wiele brakuje... i w dodatku, za parę miesięcy mamy obchodzić srebrne wesele.

BRZOSTOWIECKI.

Kiedy tak, zaczekajcież jeszcze pięć lat, to będziecie mogli święcić jubileusz trzydziestoletniej wojny.

DROBISZ.

Ha, ha, ha... dobre jako koncept, ale nie umotywowane (przypomniawszy sobie) Ale!... (dobywa z kieszeni pakiecik i kładzie na kominku).

BRZOSTOWIECKI.

Cóż ty robisz?

DROBISZ.

Zastawiam łapkę na moją żonę.

BRZOSTOWIECKI.

Jakto, łapkę?

(Antosia, która weszła przed chwilą jakby szukając czegoś, bierze z kominka torebkę podróżną, którą Helena położyła tam, rozbierając się.)
DROBISZ (szczypiąc ją w policzek).

Ty pokuso!... czekaj no, masz pomadkę (kładzie jej do ust. Antosia odchodzi spoglądając nań zalotnie; n. s.). Moja żona bardzo mądrze robi, że nie trzyma takich pokojówek. (Do Brzostowieckiego) Uważasz, ona pasjami lubi cukierki.

BRZOSTOWIECKI.

Antosia?

DROBISZ.

Nie! moja żona!... ale ponieważ jest ogromnie oszczędna, więc nie mogę jej niemi obdarzać w zwykły sposób, bo robiłaby mi grymasy i nadto musiałbym usłyszeć reprymendę za pozwolenie sobie niepotrzebnych wydatków; ale, uważasz, niech tylko jej gdzie podłożę, zje wszystko, jak powiada, przez łakomstwo, do którego jakobym ją kusił... za co swoją drogą, znowu czeka mnie nowa bura.

BRZOSTOWIECKI.

Ależ to jest poprostu sielanka... jakże to pogodzić z tem...

DROBISZ.

Z tem, co nazwałeś wojną? ha, ha, ha!... bo też to nie jest wojna, broń Boże! jest tylko prześladowanie jednej strony przez drugą.