Proces historyczny, jaki się w Austrji przed oczami naszemi rozwija, jest jednym z najciekawszych. Siedmnaście narodowości, różniących się pochodzeniem, odmiennemi pojęciami praw i obowiązków, pogodzić i połączyć pod jednem berłem, trzymać w spójni jednakowemi dla wszystkich prawami, jednakową sprawiedliwością i jednością celów, jest to zadanie, jeżeli nie wykraczające z obrębu możliwości, to przynajmniej niesłychanie trudne.
Znana jest wszystkim współczesna historja monarchy austrjackiego. Wstąpienie na tron dzisiejszego cesarza dokonało się wśród krwawych bojów, jakie właśnie staczały z sobą ludy, mające żyć w braterstwie i zgodzie. Wszystkie ludy podniosły się przeciw jednemu i wszystkie zasady poszły do boju z jedną: z zasadą germanizacji, ale Niemcy zwyciężyli i przez lat 12 dzierżyli berło pierwszeństwa.
Kiedy wszyscy, będący u steru, wmawiali w siebie i w świat cały, że narodowości przez nich rządzone czują się szczęśliwemi, bo nareszcie zrozumiały, iż rząd powinien być niemiecki, nauka i cywilizacja niemiecka, administracja, armja, marynarka niemiecka, jeden tylko cesarz Franciszek Józef myślał inaczej, i następujące jedne po drugich klęski przekonały, że on jeden miał słuszność.
Po krwawej bitwie pod Solferino, której naocznym był świadkiem, szlachetny monarcha przekonał się, że otoczenie jego prowadzi monarchję do zguby i samej dynastji nieszczęśliwy los gotuje, postanowił więc zerwać całkowicie z przeszłością i przeciwko wszystkim wyrzekł, że federacja ocali Austrję.
Niemcy z arcyksiężną Zofią, matką cesarską, na czele, ustąpić musieli, ale gdzie było szukać ministrów, którzyby to szaleństwo, jak je ówczas nazywano, podjęli się przeprowadzić? Kto zrozumieć zdoła cesarza i przyjmie na się odpowiedzialność za cały nowo wytworzony systemat?... Mimo to wszystko ogłoszony został słynny Dyplom Październikowy (r. 1860), zapowiadający ustrój