Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/270

Ta strona została przepisana.

zgocze! A dziś przekonałem się, że opok bezpiecznych niema, granit, który mógłby dźwigać na sobie całe światy, pękł, a dwa brzegi uciekają od siebie, a pomiędzy niemi taka straszna czeluść, że postawiono nad nią barjerę i góral stróż trzyma wpół wędrowców, chcących do wnętrza jej zajrzeć...
Rezygnacja jest echem bólu i niemocy, ale i sama jest mocą; więc może jej zbraknąć na zasadzie odwiecznych praw przyrody, gdy zmaleje hart ciała. Jeśli potężny magnes ziemi zacznie to ciało ciągnąć ku sobie, jako prawowitą własność i owionie mię owym wyziewem śmierci, co to ciska na łoże i niedołężnym czyni, nie dam się zamknąć w czterech ścianach sypialni i przekształcić w egzotyczną roślinę, którą hodować trzeba pod kloszem, albo szkłami cieplarni. Nie przykuję do siebie i nie pogrzebię żywcem żadnej miłosiernej istoty, ażeby dzieliła ze mną duszną atmosferę leków, ale ostatnim woli wysiłkiem wyrwę się z kleszczów choroby, każę się zawieść nad brzeg oceanu i tam dogorywać będę, cały wpatrzony w bezmiar żywiołu. Gdy on zawyje burzą i zacznie miotać pod niebiosa spiętrzone wały, gdy brzegi zagrzmią złowieszczym jękiem, gdy pomruk bezgranicznego potworu dojdzie mię, jakby z pod serca globu, wylękły i przerażony, — zapomnę o własnem cierpieniu. I oto, bardziej chyży, niż owa struchlała myśl moja, orkan opadnie, ołowiane na niebie chmury rozproszą się, wyjrzy z za nich czysty błękit, a złote słońca promienie udobruchają rozkiełznany żywioł, głaszcząc go i pieszcząc ciepłem i światłem. Niezmierzone, zielone, wilgotne cielsko morza jeden sygnał wichru wprawił w konwulsje, a teraz znów jeden pocałunek umitygował. Potwór, większy od nieskończoności samej, słucha praw wyższych, jak potulny niewolnik, a moje ciało, pyłek niosący mojego ducha, śmie walczyć z niemi...
A wtedy spojrzę po przylądkach i żwirach nadwodnych: rozjuszone bałwany opluły je szumowinami i szczątkami okrętów, miast pływających, co wiozły po toni tysiące istności krzepkich, zdrowych i nadziei czynu pełnych. Gdy o tych narodach pomyślę, które w mgnieniu oka pochłonął zdąsany Neptun, zmaleje własna moja osoba, zrozumiem, co znaczy prawdziwa rozpacz i boleść, przeczuję, jakie mogą być jej rozmiary i, próżen dziecięcej myśli, że ja, człowiek, jestem całym światem, — nie będę się bał, lecz domagał śmierci w imię samej sprawiedliwości!...
Salve natura!


Warszawa.Cezary Jelenta