wykonać generalną wyprawę na ziemię, jak to od czasu do czasu było u nich zwyczajem i dziś jest podobno jeszcze, powierzył Lucyper straż całego piekła żonglerowi. Spostrzegł to święty Piotr z wysokości niebios, a znając dobrze duszę żonglerską, postanowił korzystać ze sposobności. Udał się tedy do piekła, wdał w rozmowę z żonglerem, pytając, czyby dla rozrywki nie zechciał zagrać w kości. Na wspomnienie tej gry ulubionej, obudziła się w igzecu cała dawna namiętność kosterska i gotów na wszystko, jedno tylko miał zakłopotanie, a mianowicie: brak pieniędzy. Nie szkodzi, rzekł święty Piotr, ja wstawię na każde rzucenie byzantyńca, a ty duszę jednę z kotła. Zgoda, rzekł igrzec bez namysłu. Grają tedy, a grają zawzięcie. Żongler nie wygrał jeszcze ani jednego czerwieńca, gdy już i połowy dusz w kotle nie było. Grają dalej, bo święty Piotr uwziął się ani jednej duszy djabłom nie zostawić. Rzeczywiście wygrał i zabrał wszystkie, odchodząc. Zafrasowany igrzec po niewczasie, z trwogą oczekiwał powrotu djabłów, którzy też własnym oczom wierzyć nie chcieli, zobaczywszy kotły próżne. Złożyli radę jak ukarać żonglera, wymieniali najsroższe katusze, ale w końcu przemogło zdanie, że to istota bardzo niebezpieczna dla całości państwa piekielnego i że jaknajspieszniej pozbyć się jej należy, odtąd zaś żadnego żonglera do piekła nie przyjmować. Wyszturhali tego nieboraka za bramę piekielną, gdzie go święty Piotr błąkającego się ujrzał i z litości do nieba boczną furtką wpuścił.
Jeżeli tę powiastkę igrzec jaki w obronie swego stanu ułożył, to przedstawiając go w hyperbolicznej i niepoprawnej lekkomyślności, nie był bez dowcipu.