Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/329

Ta strona została przepisana.

doktryna „niech nie wie lewica, co czyni prawica“ jest bardzo piękną, wprawdzie są natury idealne i ascetyczne, które dla ludzi gotowe są ponosić największe ofiary, obedrzeć się z resztek mienia, zaprzepaścić własną pomyślność, szczęście i spokój rodziny; ale i wtedy nawet w ich postępowaniu można dotrzeć do pobudek egoistycznych, podyktowanych nadzieją poza ziemskiego szczęścia. Taką zapewne pobudkę na dnie duszy ma Ksieni w „Ascetce“ Orzeszkowej, mówiąc do bohaterki powieści te słowa iście Chrystusowe: „Bądź, siostro, wyrazem miłosierdzia życia, stojącego naprzeciw jego okrucieństwu i od srogiej boleści usiłuj uchronić tych, którzy ci zadali najsroższą boleść“. Taka jednak maksyma dobrą jest dla duszy wyjątkowo szlachetnej, dla takiej, co wedle słów poety: „w ziemskiem nieskalana błocie, natchnieniem mija ścieżki błędu kręte“.
Moralność chrześcijańska w swym podniosłym idealizmie, niezna szkopułów i raf podwodnych sobkowstwa, które jeżą się tak obficie pod falami żywota. Miłuj nieprzyjacioły swoje — to brzmi bardzo wzniośle, ale bardzo niepraktycznie. Dobrze byśmy wyszli, kochając nieprzyjaciół, którzy nas obdzierają nikczemnie ze czci lub mienia, którzy poczciwą pracę obniżają kłamliwie i bezczelnie, którzy dla własnej korzyści nie wahają się krzywdzić nas, rozbijać w proch pracowicie zdobytej lepianki pomyślności!
„Miłujcie nieprzyjacioły swoje“ — tak mógł powiedzieć ten tylko, którego „królestwo nie jest z tego świata“, którego najpiękniejsze hasła obłudnie wywieszają na swych sztandarach najwięksi mordercy ludzkiego szczęścia, wyznawcy religji brutalnej siły, kierownicy wielkich łotrowstw wedle znanego określenia Śgo Augustyna.
W tem znaczeniu pojęty dogmat miłości musi być czczą jedynie formułą, dopóki tylko podłość, gwałt, bezprawie wszelkiego rodzaju będą hydrami wznoszącemi ku górze głowy strojne w blaski ziemskiej wielkości. Najszlachetniejsze serca, największe umysły usprawiedliwiały nawet nienawiść, płynącą z pobudek szlachetnych, nie egoistycznych.
W stosunkach codziennych nienawiść, która wynika z małych osobistych pobudek, może być szpetną, jak rosnąca w rowach wilgotnych pokrzywa. Można zresztą nieczuć złości w sercu dla wrogów swoich, ale nie należy pozwalać, aby się niesłusznie tuczyli naszą krzywdą albo rośli w dumę z naszego poniżenia. Kochać ich? Niech to czyni, kto ma serce zajęcze i brak zupełnie żółci, jak powiada duński królewicz, który był ofiarą podłości i zbrodni. Czy można kochać żmiję, która trującym zębem szarpie stopy nasze, wściekłego wilka, który kły nam zatapia w ciało, czy można kochać ludzi, z których duchowego oblicza przezierają pyski niedźwiedzi, tygrysów lub szakali?
I to prawda jednak, że natury najszlachetniejsze, wyjątkowe odznaczają się przewagą uczuć przyjaznych dla ludzi; natury niższego rzędu żyją często poruszane przeważnie przez popędy nienawistne. Jedną z najniższych odmian moralnych gatunku naszego są tacy ludzie, dla których sobkowstwo jest prawem naczelnem. Dla własnego interesu popełnią oni każdą podłość, łotrowstwo, szwindel, podstawią nogę człowiekowi najzacniejszemu, utuczą się łakomie cudzą krzywdą lub nieszczęściem. Ale są gorsi jeszcze od nich: istnieje inny jeszcze najniższy gatunek dusz małych, robaczych, które lubią szkodzić bez przyczyny, trują dla tego, żeby truć, nawet, gdy im to najmniejszej nie przynosi korzyści. Są natury zawistne, pełzające, które kosem okiem patrzą na cudze szczęście, nie mogą znieść cudzego powodzenia, zielenieją ze złości na widok czoła, strojnego urokiem godności moralnej.
Wrodzona nizkim duszom niechęć do umysłów i charakterów podnio-