Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/331

Ta strona została przepisana.

rządek moralny, dlatego zapewne, że jest ona dobą zaniku starych ideałów i początkiem dopiero wytworzenia się nowych sił, nowych prądów, które może zmienią układ moralny świata. Ten stan odbija się potrosze w dynamice moralnej naszego społeczeństwa; i przesyca atmosferę naszego życia pewnym duszącym niesmakiem.
W skutek tych i innych przyczyn niema u nas miejsca dla ludzi szerszego oddechu „z piersią na miarę Fidjasza“, dla charakterów, idących prosto przed siebie, ufnych w siłę naturalną, gardzących dreptaniem po manowcach albo marnemi sztuczkami. Po za sferą pewnych gałęzi sztuki i literatury, która trzyma jeszcze dosyć wysoko sztandar godności zbiorowej, w najbliższym odłamie społeczeństwa naszego niema miejsca dla błysków potężnej, oryginalnej myśli, dla charakterów czynnych i twórczych w szerszem tego słowa znaczeniu.
Na tronie naszej kultury zasiadła obecnie mierność, która niewiele wymaga i zadowalnia się pospolitemi płodami ducha. W życiu ekonomicznem ta małoduszna pani nie troszczy się o szerszą inicjatywę, o rzutkość przemysłową, o wytwarzanie nowych gałęzi produkcji, o wyzyskanie leżących jak na dłoni dobrych interesów, na których obcy robią krocie. Niech się uda jaka mała spekulacja, jaki lilipuci geszefcik akcyjny, czegóż więcej potrzeba? W dziedzinie naukowej mało wie ona o nielicznych płodach oryginalnych badaczy lub myślicieli, ale zadawalnia się umiarkowaną porcją przekładów dzieł popularnych, streszczeń i artykułów dziennikarskich. W literaturze nadobnej daleko bardziej lubi nowelki, szkice, drobiazgi, aniżeli utwory głębszych i szerszych talentów, które chcą nietylko zająć, ale i zmusić do myślenia.
W sztuce plastycznej zadawalnia się produkcją rzeczy drobnych, pokupnych robót, patrzy obojętnie na brak kompozycji większych i prawdziwie artystycznych. W teatrze forytuje głupią operetkę, lekceważy poważny dramat, lubi rzeczy banalne, sztuki filisterskie o zdawkowym morale, zżyma się czasem na przedstawienia wielkich arcydzieł poezji. Nawet w prassie perjodycznej sprzyja wodnistym gawędziarzom i reporterom, którzy nierzadko udają augurów.
Nic dziwnego, że w świątyni cywilizacji, w której ta mierność jest boginią, uwijają się szybko i rzutnie ludzie, nieprzerastający ulubionej przez nią miary. Wprawdzie są gromadki, kupiące się około innych ołtarzy, na których większe siedzą bogi, ale główna rzesza czcicieli mierności, najruchliwsza, najbardziej głośna, najufniejsza w powodzenie. Z jej gwaru słychać okrzyki: niech żyją sprytni!
Spryt — to u nas wielkie słowo! Na nic wiedza, zdolności, nauka, energja, pracowitość, sumienność, na nic śmiałość przekonań, niepodległość charakteru, gdy niema sprytu. Wielki talent w sferze umysłowej czasami sobie bez niego poradzi, gdyż działa nieprzeparcie, podbijająco. Wielki pieniądz w sferze ekonomicznej ma siłę, więc sam przez się dużo znaczy. Ale można nie mieć ani wielkiego talentu, ani charakteru, ani nadzwyczajnej inteligencji, a z pomocą sprytu pływać szczęśliwie po zwierzchniej fali życia.
Wielką zaprawdę potęgą jest u nas ten najniższy gatunek praktycznego rozumu. Na całym świecie dobrze jest ludziom sprytnym, ale na szerokiej widowni działania spryt może być pomocnikiem drugorzędnym i niewiele zrobi bez rzeczywistej wartości człowieka. U nas tymczasem jest on darem nieocenionym: uczy jak należy chować pod korzec własne przekonania, handlować pokupnym fałszem, jak się wywinąć i podejść, gdzie przejść nie można, jak schlebiać nałogom i przesądom gromad lub silnych jednostek, jak mierność umysłową maskować pozą powagi, jak rzucać w oczy piaskiem frazesów, jak