Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/366

Ta strona została przepisana.
3.
REZUREKCJA.

Z kościołów wileńskich najsolenniej dla prostaczków obchodzono uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego u OO. Bernardynów. Tłumy pielgrzymów aż ze Zmujdzi zbierały się na ten dzień do Wilna. Nabożni pielgrzymi zalegali z jednej strony ulicę Ostrobramską, z drugiej Snipiszki, a nad wieczorem mały plac między kościołkiem Ś-tej Anny a Bernardyńskim trudno było przebyć. Żmujdzkie: „ir pogarbiutas Josusas Christusas“ krzyżowało się z naszem „na wieki wieków“.
Niepodobnem było przecisnąć się przez tłum, lecz obeznany z miejscowością, obszedłem przez ogród botaniczny i maleńką furtką pod górą Batorego wszedłem do ogrodu Bernardyńskiego, stamtąd zaś przez klasztor do kościoła, a raczej do kaplicy, na prawo od wielkiego ołtarza.
Uroczyste nabożeństwo przerwało nagłe, rozmyślne zagaszenie światła; z poza ołtarza, nad grobem Chrystusa Pana, rozległ się odgłos grzmotu wywołanego blachami, a ciemność ogólną przenikały sztuczne błyskawice. Przestraszony gmin rzucił się na kolana; płacz, jęk powstał nie do opisania; grzmot nie ustawał, błyskawica goniła za błyskawicą. Przez klęczący ten tłum kroczył pospiesznie jakiś wieśniak, wskazując na mnie towarzyszącej mu kobiecie palcem.
Sądziłem, iż chcą mi wymierzyć doraźną egzekucję za nieokazaną obawę przed sztucznym grzmotem, chciałem uciec, lecz z pod ściany ruszyć się nie mogłem, skamieniałem prawie; lecz, mój Boże, jakżeż się pomyliłem! Ów wieśniak rzuca mi się do nóg, kobieta całuje ręce: „Paniczu, to żona, co ją od śmierci uratowałeś“.
Poznałem, to był ów Pawluk ze swoją żoną.
W tej chwili rozpalono na nowo światła, ruszyła procesja, a ja korzystając z niej, wycisnąłem się z kościoła, za mną obydwaj Pawlukowie.
Przybyli oni umyślnie 12 mil, by podziękować za proszek chininy! W podarunku przynieśli mi garnuszek miodu i 2 mendle jajek, które Emeryk łaskawie przyjął.
W październiku tegosamego roku, na kilka dni przed Św. Jadwigą, przysłano Pawluka po dwie pary rękawiczek; odwiedził mnie znowu, a w dowód pamięci przyniósł garnuszek miodu i dwie kopy świeżych orzechów. Zaprosiłem Podbereskiego na orzechy z miodem, lecz skoro się wygadałem, że to remuneracja za ową chininę, nie chciał jeść i przez cały miesiąc srożył się na mnie, iż śmiałem jego, — „księcia“ — użyć za posłańca dla chłopki!
Stracił do mnie zaufanie, nie pomogła ani nalewka, ani świeży kawior. Dopiero w styczniu 1863 r., na wyjezdnem w strony rodzinne, pogodził się ze mną i nawet na dworzec mnie odprowadził.

Poznań.Maksymiljan Leitgeber.





354