Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/370

Ta strona została przepisana.

Roman przez całą drogę z zapałem prawił o swojej „Wieży siedmiu wodzów“, którą wówczas budował, w interwałach cmokając ustami, albo pośpiewując:

Pójdź, kochanko, pójdź na morze,
Wiatr żaglami dmie!...

piosnkę Lucjana Siemieńskiego. A oryginalna to była natura: duch starego Słowianina rozkwitł na tem drzewie, które się nazywało Roman Zmorski; żył, oddychał, czuł tylko w swoim świecie; drewniane jego bogi, z wywieszonemi po pas językami, wróżby wieszczów, dumy rycerskie, nachodziły nań, nie jak przyzwane siłą imaginacji poetycznej, ale niby chmury, napływające ze światów pomarłych.
„Kairbarze, uwolnij Bardów, oni są synami przyszłego czasu, głos ich odezwie się w innych latach, kiedy królowie Temory przeminą; małe dusze są parą, która się rozpościera po bagnistem jeziorze. Nigdy one nie wstąpią na zielone wzgórza, by je wiatry spotkały“.
Słowa te z Ossjanowej pieśni najzupełniej odnosiły się do niego: on szukał wichrów i mroku, albo gwiazd roziskrzonego nad lasami nieba, jak własnego domu; zacisze domowe było mu więzieniem; zostawiał najprzywiązańszą żonę i dzieci i wybiegał, przywykły od lat najmłodszych, na wędrówki po lasach, wierzył w zaklęcia, w runy skandynawskie, w potęgę pieśni, jak wielu innych z owego czasu... Byłoż to wdzieranie się w przeszłość, w Anglji Celtyckiej (Irlandji), w Niemczech, Skandynawji i całej Słowiańszczyźnie, badanie indyjskiego pochodzenia plemion, zwrot do literatury indyjskiej i pojęć o najpoważniejszych zadaniach — byłoż tylko i jest dotąd oryginalnością poetyckiej fantazji i dziwactwem uczonych, powiewem wiatru, chmurą, przelatującą nad ziemią, czy też walką w sferze idei z pojęciami semickiemi, niech o tem wyrokują ci, którzy z pewnością o wszystkiem wiedzą i nigdy się nie mylą. Co do mnie, ja myślę, że jakiekolwiek kwestje były do rozwiązania, kierunek ten przywrócił godność poezji, której koryfeusze poczynają nazywać się Prometeuszami, jak Byron, Shelley, Goethe, Quinet i nasi wielcy poeci. Prometeusz Arjon, to równoważy coś z prorokiem Semitów, a jeden jak drugi z wyższych przeznaczeń ma zadanie rozjaśniać ogniem niebieskim ziemskie drogi naszego żywota.
Roman, trudny w pożyciu, nie mógł znosić idealności; jego Lesław do ziemskiego szczęścia z rozkoszą ucieka do piekła, jego Anioł niszczyciel sypie iskry pożarów. Kain Byrona był pokrewnym jego młodzieńczej muzy, jeśli nie ojcem.
Romana znałem młodym i przypominam sobie dwie stancyjki w klasztorze Dominikanów w Warszawie przy ulicy Freta, w których się z ojcem mieścił; tam jego pierwsze utwory powstawały, z któremi krył się przed ojcem, równie jak i przyjacielem jego, pułkownikiem Haselkwistem, snadź niedowierzając ich estetycznemu znawstwu, jak i brata starszego, który był urzędnikiem sądowym.
Znajomość języka niemieckiego wtajemniczyła go w utwory pierwszorzędnych poetów: Goethe, Zacharjasz Werner, Izajasz Tegner, Manfred i Kain Byrona stali u kolebki Lesława; później zbliżony z ludem, a mianowicie serbskim, którego pieśni tłumaczył, przeszedł z pod pierwszej zawieruchy pod pogodniejsze niebo; czytałem nawet jego hymn religijny do Matki Bożej, ale wówczas, w Łużycach, był takim, jakim go tutaj wspominam.