Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/377

Ta strona została przepisana.

Przybywając do mego folwarku i obejmując w nim zarząd, miałem już plan gotowy. W kilka dni po przyjeździe, kiedy rozpatrzyłem się dostatecznie w interesach i gospodarstwie i poznałem ludzi otaczających, zwołałem wszystkich, co pracowali na moim folwarku, i rzekłem do nich mniej więcej w te słowa:
— Wy potrzebujecie żyć, i ja potrzebuję żyć. Ażeby żyć, musimy pracować. Niezawodnie moje położenie jest lepsze od waszego i moja praca jest lżejsza i przyjemniejsza od waszej. Nie chcę jednak was krzywdzić i korzystać z tego, że skutkiem przypadku mam więcej od was nauki i majątku. Obmyśliłem więc taki sposób urządzenia się, ażeby wam było lepiej, mnie było także dobrze, gospodarstwo nic na tem nie traciło i nikomu nie działa się krzywda. Sposób to łatwy. Otrzymywać będziecie i dalej takie zasługi, jakie dotychczas otrzymywaliście. Ordynarję powiększę wam, bo kto pracuje dobrze, ten musi także i dobrze jeść. Sobie wyznaczam takie zasługi i taką ordynarję, jakie ekonom w sąsiedztwie bierze. I dalej — pracować będziemy wszyscy tak, jakbyśmy na swojem własnem pracowali. Ażeby wiedzieć, jaki będzie czysty dochód z gospodarstwa, i ile każdy z nas po roku jeszcze dostanie, ja będę prowadził rachunki i wszystko akuratnie spisywał. Wy wybierzecie zpomiędzy siebie więcej piśmiennego, i niech on przegląda, czy wszystko, jak się należy, bywa zapisane. W gospodarstwie są wydatki i dochody, które oddzielnie spisywać będę. Do wydatków należą: dzierżawa, którą trzeba zapłacić, rozmaite podatki, zasługi wasze i moje, wreszcie wszystko, co trzeba będzie kupić lub sprawić dla gospodarstwa. To, co kupimy, będzie nasze wspólne. Kupimy, naprzykład, konia, to ten koń nie będzie do mnie tylko należał, ale będzie koniem naszym. Po roku zrobię obrachunek. Zaliczę wszystkie wydatki i wszystkie dochody i odciągnę jedne od drugich. To, co zostanie, będzie naszym zyskiem. Ponieważ do gospodarstwa wkładam kapitał, więc słuszna, ażebym wziął od niego procent. Zrzekam się jednak tego procentu na rzecz ogólną: na lekarstwa i lekarza, w razie gdyby kto z nas zachorował. Po odciągnięciu procentu, resztę zysku podzielimy pomiędzy siebie na równe części.
Przez pierwszych kilka miesięcy z podejrzliwością na mnie patrzano i jakby probowano, czy na prawdę myślę być innym od reszty dzierżawców i właścicieli ziemskich. Kiedy jednak z powodu pewnych wykroczeń i nadużyć ograniczyłem się tylko na tem, że spokojnie i bez gniewu wytłómaczyłem, jaką stratę z tego powodu wszyscy ponosimy, zachowanie się robotników widocznie zmieniać się poczęło. Jeden drugiego pilnował i wstydził. „Może pan i bzdurzy — powiadali — ale dobry i przychylny jest dla człowieka“. Widziano bowiem, żem się starał o ich dobro. Jedzenie mieli dobre, bieliznę czystą, odzież całą i przyzwoitą. Starałem się o to, aby mieszkanie — o ile można — było dogodne, suche, przewietrzone i zimową porą ciepłe. Każdy miał własne łożko i pościel. Słowem: warunki życia polepszyły się. Kiedy więc po rocznym obrachunku, pokazało się, że na każdego przypadło po kilkadziesiąt guldenów, radość była wielka, zadowolenie powszechne i chęć do pracy stała się szczerą.
Zjednawszy przychylność i zaufanie robotników, przedstawiłem im potrzebę szkółki dla dzieci, w gminie bowiem naszej nie mieliśmy jeszcze rządowej szkoły, a właśnie mieliśmy w okolicy dobrą nauczycielkę, która i z przekonania i z zamiłowania zajmowała się kształceniem dziatwy wiejskiej. I prosiliśmy więc ją, by się przeniosła na mieszkanie do naszego folwarku i wyznaczyliśmy jej ordynarję i małą pensyjkę z ogólnego dochodu. Włościanie okoliczni przysyłali także swoje dzieci do niej na naukę. Powaga jej, zdobyta