Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/388

Ta strona została przepisana.

wszystkim bezrolnym na swojem terytorjum zapewnić całoroczne utrzymanie skoro tesame gospodarstwa, przez lato i część jesieni potrzebujące ich dużo, w innych częściach roku, mogą tylko minimalną liczbę robotników zatrudnić.
Nie mieszkał chyba na wsi i nie obcował z ludem, kto nie zna tego zapału, z jakim pracowity i trzeźwy wyrobnik ciuła zwolna grosze, daje je i na pożyczki je oddaje, dostając w procencie staje lub dwa ziemi, gorliwie ją uprawia, ażeby zdobyć pożywienie, a gotówkę oszczędzić i przyjść do posiadania choćby chałupy i ogrodu. Gdy zaś dojdzie do urzeczywistnienia tych marzeń, jakże jest z tego dumny, że ma swoje, że nikt go nie wyrzuci i że choć w czasie odpoczynku po pracy dla innych, czuje się panem u siebie!
Nic tak nie uszlachetnia człowieka, jak dojście do własności o własnych siłach. Taki, nie tylko gruntu nabytego nie straci, lecz go z pewnością przyspoży; traci się nieraz dziedzictwo, lecz prawie nigdy to co się nabyło. Tacy właściciele są bezwątpienia jedną z mocniejszych podpór konserwatyzmu; ich dążności, to ujście moralne wszelkich pożądań, które broni proletarjat wiejski od podmuchów rewolucyjnego socjalizmu, i tłómaczy przyczynę, dla której ten socjalizm na wsi nie znajduje gruntu.
A jednak nie kto inny, tylko rzecznicy konserwatyzmu odsądzają biedaków od prawa posiadania własnego kąta, na mocy suchej i pedantycznej doktryny o większej lub mniejszej intensywności siły produkcyjnej, tak jakby człowiek miał być wyłącznie maszyną, a cel jego jedyny: największa ilość produkcji. Innych moralnych, a częstokroć wyższych nad produkcję potrzeb, doktrynerzy nie widzą.

Gidle, gub. piotrkowska.Juljan Łapicki.





376