Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/399

Ta strona została przepisana.
ANTEK.


Jasiek od cugowych zachorował, głowa go okrutnie boli, że jej udźwigać nie może, a pan musi stajać w sądzie na termin — mówili parobcy przed stajniami.
— Któż pojedzie?
— A pan czy już wie o Jaśku?
— Wie, mówił mu na ugorze karbowy.
Pan wracał z pola, parobcy się cofnęli do stajni, a w tej chwili na kasztanie „Jacku“, prowadząc skarogniadą „Kaśkę“, wyjechał Antek... Pan popatrzał na zgrabnego dwunastoletniego chłopaka i przywołał go do siebie.
Antek zawrócił kasztana, podjechał rączo i stanął.
— Jakże się ma Jasiek?
— Chory, proszę pana.
— Jutro nie będzie mógł jechać?
— Pono, że nie.
— Pojedziesz ze mną.
Na chłopaka buchnęły ognie, nie mógł mówić ze wzruszenia.
— Cóż, kiedy się ciebie konie nie boją?
— Ale mnie okrutnie lubią, proszę pana, to i słuchają. Na Jacka jak ino zawołam Jacuś, Jacuś, Jacuś, zaraz-ci do mnie leci, choćby nie wiem jak był rozbrykany.
— A umiesz powozić?
— A ino, i jak!
— Nie będziesz się bał?
— A czego? ja do koni nauczny od maleńkości. Lubię je okrutnie.
— Krakuskę masz?
— Mam, czerwoną z czarnym barankiem.
— A piórko?