Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/497

Ta strona została przepisana.

cięska, schlebiała ona niegasnącym po wsze czasy w piersi ludzkiej tęsknicom za czemś innem, nieznanem, dalekiem, co ciągnie Kolumba, przez ocean a w kmiecej chacie siódmą górą i dziesiątą rzeką majaczy za czemś nadludzkiem i nieludzkiem, co nimfy straszy Satyrem a wiejskie dziewczęta latawcem, co ofiary pod wóz Jagernauta rzuca a Kupałę dorocznemi święci ogniami.
Mytem, Baśnią, wędrownych arjdów Rapsodem, indyjskich Kawyâs pieśniami, płynęła przez świat Powieść pierwotna, ulubiona Fikcji córa, z Poezją epopejami spokrewniona. Czarodziejka! Szarą prozę powszedniości w złocony kształt Ideału rzeźbiąca, oswobadzała twory z pod prawd stworzenia, rojeń i snów o nadprzyrodzonym świecie wymowną stawała się rzeczniczką, oraczom życia kołysanki nuciła wczasu chwilą. Czcicieli Brahmy, uczni Zoroastra nieprzepartym podbijała wdziękiem, przed oczyma wpatrzonych w gwiazdy magów chaldejskich bałamutnym błyskała meteorem, pod namiotem koczujących na pustyni Semitów, jak gość mile podejmowany bawiła, aż wreszcie z klasycznego gruntu Hellady polnym wyskoczywszy konikiem, rozbiegła się po Europie całej, wiodąc za sobą dziwotworów hufiec ogromny lud, któremu rodzicielką była i królową...
Na równinach brzegami Tanaisu rozesłanych, nad Istrem błękitnym, wśród mgieł co nad puszczami Germanji i nad Brytanją wisiały, na śnieżnym płaszczu Alp Gallijskich, na dalekich krańcach Iberji zdawało się, że przepadła gdzieś bez śladu... Zaćmiła ją powieść Ewangelji.
Cóż bowiem znaczyło tęcz jej i ogników migotanie wobec blasku, co bił od słońca „dobrej nowiny“, prawiącej o tym Galilejczyku, któremu świadectwo zwycięstwa Cezar Apostata krwią podpisał, i o tym krzyżu kalwaryjskim, hańby znaku, przed którym starły się w prochu korony?
Zamilkła więc poganka zawstydzona, trwożna i bytu swego niepewna, lecz tęsknotą wszech ludów przywołana, znów nieśmiało odezwała się w Legiendach. O! z jakąż rozkoszą piły podawany przez nią nektar rzesze, od tak dawna surową, choć wzniosłą prawdą karmione! jak się do niej garnęły narody zwycięzców i zwyciężonych, ludy, pogodzone u kolan złotoustej.
Wtedy dobrego już pewna przyjęcia do roboty się porwała przodownica... Z rozświtu dreszczów i znojnych razów południa, z szeptów boru i rytmicznego mórz huku, z kryształowej rzek antyfony i ros brylantowego różańca, ze srebrnej tarczy miesiąca i złotego komet warkocza, z wężów jadu i ptasiej rzeszy klejnotu, ze wszystkiego co grzmi, śpiewa, drży gwiazdą, deszczami iskier sypie, co ciemności tumanem się słania i z aksamitnych łon kwiatu w górę ku słońcu się pręży, snuć poczęła tkanki swej przędzy, rozwiewną a barwną i plątać ją w majaki wzorzyste, lotnym rojem na przestwory rzucone, widm zastępem na ród ludzki bijące...
Od niebios stropu aż po czeluście podziemne zaludniła świat koboldów i chochlików mrowiem, strzyg i rusałek orszakiem, a potem sięgnąwszy do niewyczerpanej skarbnicy swojej, wydobyła z niej Skaski odwieczne, Sagi stare i Spruchy i Favole i Romance, a żyć i poruszać kazała krwawym Nibelungom, dzielnym Golonda i Ladbroga towarzyszom, Lwa i Okrągłego stołu rycerzom, niewiernych Maurów i wawelskiego smoka pogromcom, św. Graala służebnikom, Reinekemu i Róży, całemu tłumowi postaci, którym wyobraźnia średnich wieków stosowną była piastunką. I szła tak przez dzieje wyśnionych mar korowodem, uśmiechniona lub groźna, rozmarzona lub swawolna, bezcielesnych ideałów orędowniczka lub rozwiązłości stugębna mistrzyni, czasem krwawa satyra rzeczywistości lub mglista jej apoteoza, fantastyczne o przeszłości bajanie lub na tle teraźniejszości osnuta alegorja.