Ducha, gdy tchnieniem najświętszem owionie
Czoło skazańca, — wdeptane w proch skronie.
Głos z nizin bije...
— O błogosławieni
Pokój czyniący nad ludem i światem,
Siewacze ciszy, co idą schyleni,
By zasypywać miłości swej kwiatem
Przepaście czasów, a nic się nie nużą,
Trzymając serce wzniesione nad burzą!
Albowiem oni synami bożemi
Nazwani będą przez ludzkie plemiona,
A z ich posiewu urośnie mir ziemi,
I będzie kawka w swem gnieździe uśpiona,
I wyjdzie tęcza na lądy i wody,
I kainowe odmienią się rody.
Głos z nizin bije...
— O błogosławiony
Duch, co dla prawdy zostaje w ucisku,
A od upału nie miewa uchrony,
Ani zażyje snu przy swem ognisku,
Ni wykołysze swej młodej nadziei,
Ale tak szczwany jest, jak jeleń w kniei!
Albowiem z krzywdy narodzi się prawo,
A z jego męki narodzi się siła,
A na tych drogach, gdzie stopą szedł krwawą,
Kwiat z siebie wyda wyklęta mogiła,
A wiatr zniszczenia, co szatą mu miota,
Rozniesie za nim nasiona żywota.
Głos z nizin bije ...
Ja słucham go w ciszy,
I zadumana dziś jestem o Tobie...
A jeśli przyszłość jest, która go słyszy,
Jeżeli wszystko nie kończy się w grobie,
Jeśli istnieje to, co zwiemy cudem,
— Błogosławionaś Ty między swym ludem!