Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/526

Ta strona została przepisana.

pod jego wpływem wydany o piękności jest sądem indywidualnym, subjektywnym, a przecież, jak to widzimy z doświadczenia, żąda bezwzględnego uznania. Na jakiej podstawie rości sobie sąd estetyczny, który płynie z podmiotowego źródła, prawo do podmiotowej wartości i bezwzględnego uznania?
Dwa są tedy pytania kardynalne, które rozwiązać winna filozofja piękności, jeżeli estetyka ma być umiejętnością: jedno odnosi się do poznania istoty (pojęcia znamion i przyczyn) piękności, drugie do wartości bezwzględnej naszego subjektywnego o niej sądu. Wszystkie inne pytania wobec tych są drugorzędnego znaczenia, i znajdą odpowiedź w rozwiązaniu tych, jako zasadniczych.
Pierwsze z nich to Platońskie, bo u niego pierwszy raz jasno występuje; drugie to Kantowskie, bo przed nim nikt nawet go nie przeczuwał, a jest ono najważniejszem wydarzeniem w dziejach świadomości i filozofji piękna.
Obadwa jednak wykluczają się nawzajem. Kantowskie nie będzie miało racji bytu, jeśli Platońskie rozwiązane zostanie: zdobywszy poznanie istoty piękna, sąd nasz przestanie być subjektywnym, gdyż będzie jedynie zastosowaniem ogólnej miary do szczególnych wypadków.
Jeśli za Kantem uznamy, że piękno nie może być przedmiotem wyrozumowanego poznania, czyli, że pytanie Platona nie jest do rozwiązania, to zbadać trzeba, czy i o ile subjektywny sąd może rościć sobie prawo do powszechnego uznania?
Według Kanta pytanie Platona nie jest do rozwiązania; nigdy on też nie zapuszczał się w badanie istoty piękna; w „Krytyce czystego rozumu“ wątpi o ogólnem jego pojęciu, celu jego ani przyczyn nie śledzi, a w „krytyce rozsądku“ zastanawia się wyłącznie nad obserwującym podmiotem: wywody jego nie odnoszą się do jakości i natury piękna, lecz dotyczą jedynie zdolności pięknych przedmiotów do wywoływania upodobań w tych, którzy je obserwują.
Lecz przez to Kant nie usunął Platonowego zagadnienia, nie dał nam bowiem na swe pytanie tak niezbitej odpowiedzi, jak umiał je jasno postawić. Upodobania i sądu niezależnego od indywidualności w tej mierze, jak chce Kant, uznać nie podobna, a więc pytanie Platona o istocie i pojęciu piękna wysuwa się ciągle na pierwszy plan.
Czy też badacze po Kancie znaleźli podstawę w śledzeniu istoty piękna, której zbywało wszystkim od początku aż do jego czasów? Zobaczmy. Każdy z nich czuje potrzebę zaczynania swych badań od początku, zamiast budowania na tych podstawach, które założyli poprzednicy, jak to się dzieje w innych umiejętnościach. Już sama ta okoliczność świadczy, że fundamenta nauki estetyką zwanej, są bardzo chwiejne; ale, co więcej, początek jej nawet każdy badacz komu innemu przypisuje.
Arnold Ruge odnosi go do Platona, Robert Zimmermann w Baumgartenie widzi założyciela umiejętnej estytyki; filologowie dzisiejsi cofają się dalej po za Platona wstecz bo aż do Demokryta, kiedy Edward Hartman Kanta uznaje twórcą tej umiejętności; tamci do Schellinga, owi do Winkelmana przywiązują początek umiejętnej estetyki, a chwiejność ta musi znowu budzić poważne wątpliwości: czy nauka ta jest ścisłą umiętnością? Wszystko to jednak nie może zrażać badaczy, a chociażby trudy ich opłacić się miały zwątpieniem, nie byłoby ono bez korzyści, zwłaszcza dla tych, którzy, sądząc, iż wszystko w tej nauce jest w porządku, spokojnej oddają się drzemce. Ależ ta dogmatyczna drzemka, o której mówi Kant, jest i w dziedzinie estetyki równie szkodliwą, jak i w innych umiejętnościach i naukach ścisłych.

Co więc zostaje do czynienia? Skoro żadne z tych fundamentalnych

514