Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/554

Ta strona została uwierzytelniona.
PIEŚŃ PODSŁUCHANA.


Z wielu miłych wspomnień, jakie mi zostały z czasów mego nauczycielstwa po wsiach, gdziem naszą jasnowłosą chłopską dziatwę uczył — szczególniej jedno uwięzło silnie w mózgu i sercu. Stało się ono więcej niż pieszczotą mego życia — stało się świętością, i nic nie zdoła go zatrzeć i z niem już umrę.
Jesienią 1873 roku, gdym w okolicach Czerwińska, po długiej przyjacielskiej pogawędce z ks. Piotrem Jabłońskim, opuścił progi jego plebanji w Radzikowie, była już noc późna, ziemię zalegała gęsta mgła, i wśród majestatycznej dokoła ciszy, unosił się w przestrzeni poważny księżyc w pełni. Szedłem pieszo do odległej stąd trzy wiorsty wsi Boguszyna, gdzie miałem szkołę — i idąc z początku miedzą przez pola, potem doliną między wzgórzami, wpatrywałem się w otaczającą mnie zewsząd sinawą mgłę, którą miejscami lekko światłocienił mistrzowskim pendzlem gienjalny malarz księżyc, ów księżyc w górze zadumany.
Fantastycznych kształtów z świetlanemi rąbkami kłębiące się obłoki mgły, w których się posuwałem, oraz głęboka, pełna boskiego uroku cisza, wysoko podniosły duszę.
Wpatrywałem się w oną cudną naturę, i pieściłem ucho jej ciszy koncertem, którego huczniejsze ustępy stanowiły: stoczenie się kropli rosy z źdźbła na źdźbło trawki, lub szelest spadku zeschłego z krzaku listka... Stąpaniem mem zbudzone żabki umykały mi zpod nóg, skacząc na łąkę, i żerujące szaraki pomykały spłoszone w góry. Kiedy zaś, przerzynając się wciąż przez morze mgły, dostałem się na wynioślejsze miejsce, uderzył mnie nagle widok dziwny.

Z po za sinawej opony pary drgał zdala w nizinie krwawy słup niewyraźnego ogniska, a przy nim, gdyby widma jakie, majaczyły ciemne sylwetki ludzkie, to znów wzruszały ogień koszturami, zpod których jaskrawe płomienie i złote gwiazdy iskier wzlatywały. Byli to pasterze — strzegli pasących się obok na rżysku koni.

542