Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/593

Ta strona została przepisana.
PIES-ŻEBRAK.


Pani była młoda i piękna, a i serce czułe mieć musiała, bo łzy napełniały błękitne jej oczy i spływały powolnie, leniwie, po pełnych, różowych policzkach. Widocznie rozczulał ją tak romans, który czytała z wielkiem zajęciem. Po chwili zamknęła książkę, wstała, ziewnęła głośno, wyjęła z pudełka papieros, zapaliła, snadź dla rozproszenia smutnych myśli, i wyszła. Zajrzała do kuchni, do izby czeladnej, i po kilku schodkach zeszła na podwórze.
Pora była południowa, ludzie skończyli właśnie obiadować, resztki strawy, zmieszane z rozparzoną osypką, chłopak roznosił psom podwórzowym.
— Trzem starym psom: Krukowi, Azorowi i Zagrajowi, nie dawać jeść — zawołała pani na chłopca. Niepotrzebne są, młode wystarczą do pilnowania. Szkoda żarcia dla starych niedołęgów!
Chłopak przystanął, popatrzał na panią, zdziwienie przemknęło po jego twarzy.
— Ale, proszę jaśnie pani, jakże...
Umilkł nagle, przestraszony zuchwałą myślą, która o mało co nie wyrwała mu się w słowach, i — słucham jaśnie pani — dokończył głośno.
Postawił misę na ziemi, przyniósł drugą, i gwizdnął na psy.
Pierwszy zerwał się Zagraj, który spał przed stajnią, i, snadź głodny był, bo żwawo biegł na obiad.
— Odpędź starego! — zawołała pani.
Chłopak pochwycił kij i pogroził nim kundlowi.
Pies cofnął się, chwilę stał zdumiony.
— Widocznie pomyłka jakaś, nie poznał mię, czy co? — pomyślał sobie. I śmiało szedł do misy, utkwiwszy wzrok w chłopca.
— Wszakże to ja, stary Zagraj — mówił mu tym wzrokiem. — Cóż to? nie poznałeś mię?

Ale chłopak znów skoczył do niego z kijem.

581