Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/602

Ta strona została przepisana.

niach można będzie jeszcze powiększyć tę siłę. Otóż jako reprezentant domu Smith & Cy przychodzę traktować z panem o prawo eksploatacji pańskiego wynalazku. Ile pan żądasz za przywilej?

ORECKI.

Nic, bo nie jest na sprzedanie.

CHARLSTOWN.

Jak to? nie jest, kiedy ja go chcę kupić.

ORECKI.

Ale ja go nie chcę sprzedać.

CHARLSTOWN.

Ale dlaczegóż pan nie chcesz sprzedać?

ORECKI.

No, bo mi się nie podoba.

CHARLSTOWN.

Nie traćmy spokoju, nie unośmy się. Pan nie chcesz sprzedać, bo może myślisz, że propozycja nie jest dość poważna, albo firma, którą reprezentuję nie dość solidna. Co do pierwszego, stawiaj pan warunki: zobaczymy, czy będą zbyt wygórowane dla mnie, a co do domu Smith & Cy, to rozporządzam kapitałem zakładowym 10 miljonów dolarów i olbrzymim kredytem, nietylko w Stanach Zjednoczonych, ale i tutaj. Pierwsze firmy bankierskie Europy odpowiedzą za nas, nawet Baron Schwartzbild, którego tu przed chwilą widziałem.

ORECKI.

Nie kwestionuję wcale odpowiedzialności pańskiej, ani domu, który reprezentujesz; przypuszczam, że za wynalazek mój, gdyby z dziedziny teorji w praktykę przeszedł, zapłaciłbyś mi pan nawet sumę tak znaczną, że mogłaby być dla mnie majątkiem.

CHARLSTOWN.

Pięćdziesiąt tysięcy dolarów płacę odrazu; maszyny, budowy, grunt do doświadczeń naszym kosztem, a procent w zyskach oznaczymy.

ORECKI.

Nie posuwaj się pan dalej, bo, powtarzam, rzecz nie jest na sprzedanie.

CHARLSTOWN.

Ależ do licha... nie unośmy się. Zwracam pańską uwagę, że to nie jest żadna odpowiedź, a raczej pańska odmowa musi mieć jakieś przyczyny.

ORECKI.

Prawdopodobnie.

CHARLSTOWN.

Sądząc po tem, co wiem o panu, przyczyny te muszą być logiczne.

ORECKI.

Pochlebiasz mi pan.