Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Bunt Martineza.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

przebiegłości przechodził w porę z partji do partji podczas wojen domowych, które wybuchły przy końcu rewolucji. Potrafił zawsze odgadnąć, kto zwycięży, a kogo pochłonie klęska i zapomnienie.
Pierwszym jego szefem i mistrzem był Vancho Villa. Pod jego rozkazami przebył znaczną część wojny. Ale patrząc na jego walkę z Carranzą, przeczuł, że ten obszarnik, ten ranchero o postawie uroczystej i mieszczańskiej, zwany „starym brodaczem“ odpowiedniejszy jest na prezydenta od byłego bandyty i poszedł za nim.
Poraz drugi Guadalupa uznała, że małżonek jej zdolny jest powziąć trafną decyzję.
Za prezydentury Carranzy partyzant jego poznał całą słodycz władzy. Ze stolicy Meksyku nadchodziły wielkie koperty z pieczęcią rządową i napisem: „Do obywatela jenerała Doroteo Martineza, dowódzcy rezerw...
Władza nominalna jego obejmowała terytorjum większe, niż kilka państw europejskich, ale faktycznie działała tylko w prowincji, gdzie był jego sztab jeneralny i w osadach miejskich, zajętych przez wojsko.
Znaczenie tych wojsk było również raczej złudzeniem, niż rzeczywistością. Gdy się na nie patrzyło z biur ministerjalnych Meksyku, składały się z dwunastu tysięcy ludzi i prawie takiej samej liczby koni. Na gruncie operacyjnym pułki topniały i zamieniały się w drobne oddziałki. Tysiące wojowników malały do paru setek ludzi, a konie które, sądząc z rachunków opłacanych przez ministerstwo wojny, powinnyby pękać z przejedzenia, gdyż na papierze pochłaniały góry furażu, były to chude szkapy, pasące się na łąkach prywatnych i żywiące się przygodnie tem, co znalazły pod nogami.
Jenerał, wierny zacnej tradycji, spokojnie kładł do kieszeni żołd nieistniejących żołnierzy i opłatę