Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/104

Ta strona została przepisana.

się po skłonie nieba, szeroko, na łuku północnowschodnim, łuny pożarów.
Na drugi dzień przychodzi wieść o dalszem cofaniu się nieprzyjaciela. Zarządzony też dalszy pościg.
Idziemy na Stoczek. Po drodze napotykamy między stawami spuszczonymi dopalający się most na grobli, który pionierzy nasi odbudowywują. Obchodzimy i podążamy dalej drogami piasczystemi wśród spotykanych niedopałek zgliszcz.
Przechodzimy przez rozłożoną wzdłuż drogi Wólkę Krasienińską i docieramy do Dąbrówki. Tu także zerwany most na rzeczce koło młynów, staw młynny jak i przykopy spuszczone. Około kładki ścisk. Przeprawiają się honwedzi. Z trudem przeciska się nasz batalion II. Oddział karabinów maszynowych przeprawia się w bród przez wodę, która tu jak staw rozlana. — I dalej w górę przez wieś, gdzie stoją komendy węgierskie, później przez pustać odludną — drogą piasczystą — w las.
Bataliony I-szy i III-ci zostały. Batalion II-gi ma podejść na pozycyę, pod Kozłówkę. Tam nieprzyjaciel próbuje oporu.
Długą ulicą wśród ścian lasu posuwa się nasz batalion naprzód. Dochodzi do skrzyżowania dróg leśnych, gdzie się ma okopać jako rezerwa pierwsza oddziałów węgierskich. Jedna kompania, por. Zulaufa, ma zluzować honwedów na prawem skrzydle pozycyi.
Pułkownik udaje się ku tej pozycyi i bierze mnie ze sobą. Idziemy drogą leśną o wylocie na wschód.