Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— Wyście z polskiego wojska?
— Tak, ojcze.
— Niech wam Bóg szczęści!
— Bóg zapłać za dobre życzenie.
Mijamy ten pochód nędzy, a Fura za furą odciska sie w oczach niestartą nigdy pieczęcią.
Nie wszyscy jednak są tak szczęśliwi, by mieć konia i wóz. Ci idą pieszo, dźwigając na plecach dobytek swój, przy nich drepcą dzieci. — Są z różnych stron, ze wsi i z miasteczek, spoleni jedną niedola, są z blizka, są od Annopola, a nawet z tamtej strony Wisły, z Radomskiego.
Na prawo z gościńca w lesie biwakuje nasz pułk.
Skręcamy przez pole i stajemy w obozie. Rano jasne. Widać zmiane pewną w nastroju ludzi: odbicie dziejów krwawych nocy. A nawet czuć tę krwawość świeżą — odór bitwy ~ w okolnej atmosferze.
Udział pułku w bitwie minionej nocy tak się z relacyi przedstawia: Późnym wieczorem przyszedł pułk na pozycye pod Majdan Borzechowski i rozwinął się jako pierwsza rezerwa austryackich stanowisk. Batalion I. kapitana Galicy na przedzie, za nim bataliony II. i III. pod dowództwem kap. Sikorskiego i por. Szerauca. Bój wrzał niezwykle zacięty. Rozwinięte w tyraliery, podsuwały sie bataliony ku górze po świeżem ściernisku. Kule gęsto latały. Ze rzadka stojące kopki snopów dawały tym owym osłonę. Dużą potuchą dla chłopców, a ośmieleniem dla nowicyuszów było, iż widzieli, jak pułkownik przejeżdżał konno wśród kul