do domu Merka popłakiwała ukradkiem, nękana obawami, tak ją bowiem rodzina napasła różnemi strachami o Polsce. I nazajutrz, sikoro Michał poszedł do roboty, poleciała po sąsiadach i znajomych grocerniach, aby zasięgnąć języka. Różni opowiadali różnie, ale ona głównie słuchała głosów odradzających wyjazd.
— Jak cielęta z zadartemi ogonami lecą w cały świat — wywarła gębę tłusta grocernistka. — I Bóg wie, poco? Na nędzę i głód! Mam list od siostry z pod Łomży; mieszkają w jamach bez światła i opału, raz na dzień jedzą patejty, a o chlebie zapomnieli, jak wygląda! Mówię, co mi napisali.
Na plebanji słyszała nie lepiej, właśnie rozmawiała na werandzie z gospodynią, kiedy nadszedł proboszcz i, wysłuchawszy, o co rzecz, powiedział:
— Szczęść wam Boże na drogę, ale myślałem, że Michał rozważniejszy, a on jak i drudzy, bez opamiętania leci niewiadomo poco!
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/319
Ta strona została przepisana.