Strona:Władysław Stanisław Reymont - Osądzona.djvu/136

Ta strona została przepisana.

wać parę mórg i jaką krowinę, to przy pensji jaką bierze, mogliby się czego dorobić. A na czas, kiedy was nie będzie, miałby kto gospodarować i zająć się wszystkiem. Jabym też doglądał, żeby wszystko szło po Bożemu.
— A czemu to błahoczestny pozwolił, żeby Jarząbek postąpił po piesku, co?!
Zerwał się obrażony i — usiadł z powrotem, łagodząc jej wzburzenie miodowemi słowy.
Rozeszli się w zgodzie, wprawdzie pop nie wiedział, czy co wskórał, a Jaszczukowa również nie wiedziała, jak postąpi.
Ale w parę dni później Mikole kazała zaprzęgać do bryki, a do Okseni się odezwała:
— Przebierz się odświętnie, pojedziemy do miasta. — W drodze nie odezwała się do niej ani jednem słowem.
Zajechali przed znajomego rejenta, u którego Jaszczukowa zapisała Okseni całe swoje gospodarstwo z tem zastrzeżeniem, że nie wolno go jej nikomu odstępować.
Dziewczyna była wniebowzięta i popłakiwała radosnemi łzami, nie śmiejąc jednak nawet dziękować, tak surowo i nienawistnie obchodziła się z nią Jaszczukowa.
— Dopóki ja tu jestem — zapowiedziała po powrocie do domu — niech się tu nie waży pokazywać Jarząbek, bo go psem wyszczuję a Mikoła dołoży mu swoje.
Wtedy dziewczyna padła jej do nóg, błagając o przebaczenie i litość.