Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
36

— Pić dawajcie pić, prędzęj! Nie udawaj takiego skromnisia. Trochę rumieńców nie zaszkodziłoby twoim, bladym policzkom, poczciwy stary kolego! Pij, no do ciebie!
Dobbin odprowadziwy Jerzego na stronę, szepnął mu parę słów do ucha. Jerzy drgnął, zadziwił się, postawił szklankę, wstał od stołu i natychmiast wyszedł pod rękę z Dobbinem.
— Nieprzyjaciel przeszedł Sambrę, szepnął mu Wiljams, lewe nasze skrzydło już się bije, za trzy godziny najpóźniej musimy wymaszerować.
Nerwowy dreszcz przebiegł Jerzego po tej wiadomości, niecierpliwie oczekiwanej, która jednak spadła niespodzianie, jak piorun. — Jakże daleko teraz pierz chły jego intrygi miłośne, uniesienia występnej namię tności! Zastanowił się nad przeznaczeniem, jakie mu przyszłość gotowała.
Wróciwszy do kwatery, pomyślał o żonie, o dziecku, którego może nie będzie nigdy oglądał, Jakżeby pragnął rzucić zasłonę na tę noc przeszłości, której każde wspomnienie wydało mu się wyrzutem. Czy z sumieniem czystem zdoła pożegnać łagodne i niewinne stworzenie, której miłość obraził tak niegodną obojętnością? Małżeństwo jego trwało zaledwie kilka tygodni, a już nie miał ani grosza ze skromnego swego majątku! Czyż to nie szczyt sobkostwa i niedbałości? Nie, nie wart był posiądać takiej żony. W razie nieszczęścia cóż jej pozostawi? Ale — czemu się żenił? Powinności męża nie przystawały ani do jego charakteru. ani do jego upodobań. Dlaczego był nieposłusznym