Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

— Powoli, powoli! Pan Rozenhonig możie nie będzie chciał. Un ma tyle lasy do kupienia... wszystkie dziedzice się proszą... wszystkie chłopy latają... Bardzo szkoda, żeście nie zrobili tak, jak Michał... Un ma delikatny rozum! Ajoj! Un zaraz wszystko skończył i już gotowe — tylko patrzeć, będzie Michał miał nowinę i zrobi sobie las z pszenicy!... Ja się postaram... ja poproszę!! Trzeba tylko, żebyście jutro wszyscy zebrali się w miasteczku!!!...
— Do miasteczka jutro!! Skoro świt!!... Kupą pojedziemy!! — Zadecydowali gospodarze i powoli zaczęli się rozchodzić po chatach z troską wielką w sercu, bo żal im było drzewiny się wyzbywać. Jeden stary Luśnia przekonać się nie dał, czapke na głowę nasunął, na rozdrożu pod krzyżem podumał i powlókł się do dworu. Dziedzica dopytać się było ciężko, bo akurat goście byli, ale że to Luśnia chłop był zawzięty, więc do północka póty się kręcił a zabiegał, aż do dziedzica trafił. Długo coś trwały rozprawy, co dziwniejsza, iż choć noc późna była, dziedzic zaprzęgać kazał do wolantu, Luśnię na kozioł wsadził i dalej jechać do wójta.
Rozbudzono wójta, później pisarza, wysłano dwóch konnych do powiatu i znów cisza zaległa Słomków i Pacynę i urząd gminny.
Na drugi dzień, już o wschodzie słońca, zaczęli zbierać się powoli gospodarze przed chatą