Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— Doprawdy, jestem w kłopocie... nic takiego szczególnego — mówił, przerzucając olbrzymie płachty stronic dziennika. — A... może to panią zajmie? Szczegóły katastrofy w Alpach Korutańskich!
— Znowu trzęsienie ziemi?
Skinął potakująco głową.
— Tak... miało to miejsce trzy dni temu. Opisy zawierają dość dramatyczne momenty. Naprzykład... panika w Udine... żołnierze opuszczający w popłochu walące się koszary... oszalałe z przerażenia gromady ludzkie...
Podniosła się żywo, odrzucając na bok parasolkę.
— Panie Jerzy... kiedy się to skończy?
Ton jej głosu brzmiał tak wyraźnymi akcentami rozdrażnienia, że Wyhowski spojrzał na nią uważnie.
— Kiedy się to skończy? — powtórzyła, zdenerwowanymi ruchami palców splatając i rozplatając długie frendzle jedwabnego szala.
— Nie będziemy czytali, skoro to nudzi panią.
Złożył dziennik i rzucił go na stojący opodal stolik.
Potrząsnęła kilkakrotnie głową.