Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

zbitą, szumną, płaską ławicą. Drobne ptactwo mknęło zwichrzonymi rojami bez ładu i naczelników…
Myśmy też gotowali się do odlotu. Przewieźliśmy nasze zapasy żywności, rzeczy, narzędzia i przybory za rzekę, gdzie miała być zbudowana łódź. Czekaliśmy tylko, aż ruszą lody na rzece. Wtedy płynąca gęsta kra zabezpieczała naszych majstrów od napadu kozaków z miasteczka i mogli oni po tamtej stronie spokojnie, na samym brzegu rzeki, złożyć i znitować naszą szalupę.
Rzeka jednak spała dalej swoim zimowym snem, nieruchoma w głębokim wądole, pod kryształowym, sążniowej grubości pancerzem lodowym. Wprawdzie szalejąca dokoła wiosna wrzucała wciąż do jej łożyska niezliczone kaskady wody,

12