Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

nie rozlega się czasem huk pękających na rzece lodów…
Nareszcie pewnego słonecznego dnia rozbrzmiał w dolinie, głusząc wszystko, groźny pomruk, a następnie zagrzmiały jeden za drugim potężne łoskoty, podobne do bicia z dział. Lody ruszyły. Ci, co byli w miasteczku, pobiegli nad brzeg rzeki, aby się o tym naocznie przekonać.
— Lody ruszyły!… Lody ruszyły… — powtarzali pełni radości.
Paru miejscowych rybaków, którzy również przyszli śledzić za przepływaniem kry, spoglądało na nich ze zdziwieniem.
— Tak, tak!… Lody ruszyły!… Co rok ruszają!… — zauważyli obojętnie.
Ogromne bryły lodu z początku sunęły wolno zwartymi polami, ale rychło bieg ich zwiększył się, zaczęły pękać, naska-

14