Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwaj nasi siłacze ujęli za rękojeście podniesionych do góry wioseł. Reszta wygnańców, skupiona na dziobie statku, siliła się przebić wzrokiem mgły, aby dojrzeć nareszcie wroga. Nagle ujrzeli dziw: wysoki wiszar zamykał się i, zdało się, połykał rzekę. Snop bladego światła, padając z boku, niby z ukrytego za chmurą księżyca, kreślił tajemnicze znaki na ciemnych złomach gór, srebrzył skaczące u jej piersi piany i wodną kurzawę. Rzeka wpadała z rykiem pod czarne, zębate sklepienie...
— Prawym uderz, lewym zahamuj!... — zabrzmiał nagle głos komendy. Wiosła zanurzały się w rzecznym ukropie i wygięły, jak cienkie patyczki.
Gwałtowne szarpnięcie zwaliło nas z nóg. Nim zrozumieliśmy, co się stało, „Królewna” zawróciła prawie na miej-

30