Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

w dobrą wolę sąsiadów w tym państwie pierzastym, że wstyd mi było zrobić użytek z broni. Przypatrywałem się ciekawie rozkładowi gniazdowiska i zauważyłem, że tęższe, mocniejsze odmiany ptasie i tutaj jednak zabrały sobie najlepsze, najsuchsze dzielnice... Były to po większej części te białe wielkie czajki, które stadem polatywały właśnie nad moją głową z przejmującym kwileniem.
— Nie będę strzelał do biednych kacząt, kulików i wodnych kurek, ale zabiorę trochę jajek tym drapieżnikom. Muszę przecież coś przynieść moim głodnym i chorym towarzyszom!... — pomyślałem sobie i skierowałem się ku szczytom wzgórka. Nie było tam łatwo się dostać, gdyż uliczki wśród gniazd były dość szerokie dla kaczek, lecz za wąskie dla moich stóp, idąc więc, potrąciłem o dzio-

38