Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

kój, odpędzone kilkoma strzałami. Ale długo, długo jeszcze słyszałem wrzaskliwy sejm w splądrowanym przeze mnie ptasim mieście i długo jeszcze pojedyńcze czajki zataczały nade mną w locie piękne łuki, jak gdybym był upatrzoną przez nie dla połowu rybą... Jaj wszystkiego zdołałem zabrać ze trzydzieści sztuk... Było tego trochę za mało, postanowiłem więc zapolować gdzieś w innym, nie tak „zaptasionym” miejscu.
Doprawdy, wolałbym spotkać niedźwiedzia, niż wrócić znowu do tych przeklętych dziobaków! Poszedłem wprost przed siebie w głąb wyspy. Błota tu były i bajora, porośnięte mchem i niskim, szorstkim szuwarem. Droga dłużyła się i skakałem z kępy na kępę, żeby dostać się na suchsze miejsce, gdziebym znowu może znalazł jakie ptasie miasto. Posta-

41