Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

morzu w blaszanych lub drewnianych beczułkach.
Zbliżała się wiosna. Słonko przygrzewało coraz mocniej, wydłużał się dzień, skracała noc. Śniegi szybko tajały i czarna ziemia obnażała się na bokach wzgórz, zwróconych do słońca. I natychmiach, tuż obok rozmokłych lodów i śniegów, wytryskały z wilgotnej, ciepłej gleby zielone ździebełka młodej trawy i pierwiosnek polarny roztulał swoje bladożółte lub różowe kielichy. Cicho szemrały strumyki śniegowych roztopów. Wiał ciepły wietrzyk, nasycony wonią żywicy budzących się lasów…
W nocy jednak wracał mróz, szron pokrywał wszystko srebrzystą koronką i znowu zamierał, jak w zimie, wszelki ruch i dźwięk. Lecz noce stawały się coraz krótsze, niebo coraz bledsze, gwiaz-

8