Łuk brwi ciemnych zarysowany wyraźnie pod gładkiem, szerokiem czołem, zdawał się świadczyć, że wola, uśpiona może jeszcze, istniała przecież w tej półdziecinnej istocie i w danym razie rozwinąć się mogła.
Wszystko to jednak były dopiero zarodki; przyszłość nie mogła ich nigdy powołać do życia, mogły one zamrzeć nieświadome siebie, nierozumiane nawet przez tę, która je nosiła w swojej moralnej istocie.
Na teraz była ona więcej jeszcze zatopiona w książce którą trzymała w ręku, niż ojciec jej w gazecie.
Książka dobiegała do końca i snać była niezmiernie zajmującą, bo młoda dziewczyna przewracała jej karty z gorączkowym niepokojem. W miarę czytania rumieńce wybiegały na jej policzki, a nawet łzy toczyły się po nich i padały na karty. Płynęły one zapewne bezwiednie, wyci-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/14
Ta strona została skorygowana.
8