chodził ją z dalekiej przestrzeni, z jakiegoś świata, do którego ona przestała należeć, który był dla niej już tylko wspomnieniem. A jednak on wstrząsał nią do głębi, cisnął łzy do suchych powiek i budził jakiś żal straszny, a bez nazwy.
— Regino! — powtórzył głos z namiętnym odcieniem — czy mnie nie słyszysz?
Nie mogła odpowiedzieć, ani uczynić ruchu żadnego. Przymknęła oczy, ogarniona sprzecznemi uczuciami i nie mogąc rozpoznać rzeczywistości od marzeń. Nie wiedziała czy żywy, czy umarły do niej przemawiał.
— Regino! — zadrżał głos najwyższym niepokojem i dwoje ramion opasało ją, gwałtem prawie unosząc z ziemi.
Nie otwierała oczu. Jeśli to był sen, przynosił jej ulgę. Jak kwiat ścięty chyliła się w rękach Wacława, z głową opartą o jego ramię.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/145
Ta strona została skorygowana.
139