ra nią wstrząsnęła, kwiat miłości ostał się nietknięty. W innej chwili to samo poczucie byłoby dla niej szczęściem największem; w tym dniu żałoby niosło jej ono w każdym razie niewymowną pociechę. Odetchnęła z głębi piersi, ale nie znajdowała odpowiedzi na słowa pani Julskiej.
Ona też nie przestawała na nich i wymownie malować zaczęła położenie człowieka obarczonego rodziną, którego los zmusza do walki o byt powszedni. Starała się zedrzeć z jej oczu zasłonę niewiadomości, pokazać jej świat nieznany, świat twardy, okrutny, i bolesną dolę tych, co wśród niego drogę sobie torować musieli.
Młoda dziewczyna miała powody nie dowierzać pani Julskiej, a przecież obrazy jakie ona kreśliła przed nią miały taką cechę prawdy, iż zachwiały jej niedowierzaniem.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/180
Ta strona została skorygowana.
174