usprawiedliwiony. Wacław zaczął sobie wyrzucać, iż jego gwałtowność i wyrzuty, jakie śmiał czynić matce, przyprowadziły ją do tego stanu.
Ona jednak starała się go uspokoić.
— Niema nic groźnego — szepnęła — to zwykłe moje cierpienia. Nie martw się, mój biedny Wacławie, ty i tak dość masz nieszczęścia. Nie potrafiłam cię od niego uchronić.
Mówiła to powolnie, z długiemi przerwami, jakby za którem słowem brakowało jej tchu i głosu.
— Tylko widzisz — dodała coraz słabiej — chciałabym powrócić do Warszawy, uspokoić się, wypocząć...
Skłoniła głowę na piersi, jakby wyczerpana zupełnie, a blade wargi poruszały się prawie bez dźwięku, tak iż Wacław, który nachylił się, ażeby lepiej zrozumieć czego żąda, dosłyszał jak szeptała:
— Wyjechać!... wyjechać!...
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/206
Ta strona została skorygowana.
200